do Clarka. – Znowu wybuchnęła szalonym śmiechem, ale

Lily odwróciła dłoń, tak że ich palce się splotły. – Pragnę, abyś wiedziała, iż jesteśmy ci ogromnie wdzięczni za to, że zgodziłaś się być z nami – dorzucił szybko. Cofnął rękę i wyprostował się. Pragnął wyrazić o wiele więcej, ale nie było tu już nic do powiedzenia. Za kilka tygodni ona opuści na zawsze ich dom i wszystko się skończy. Milczała i spostrzegł, że jej ręka trzymająca filiżankę drży. Zmarszczył brwi, podniósł się z fotela i podszedł do niej. – Co się stało? Źle się czujesz? – zapytał, zastanawiając się z niepokojem, czy nie doznała porażenia słonecznego. Spojrzała na niego z dziwnym wyrazem twarzy, jakiego nigdy dotąd u niej nie widział. – Przepraszam – szepnęła drżącymi wargami. – Poczułam się słabo... Muszę wrócić do mojego pokoju... położyć się... Wstała szybko i uderzyła się o stolik. Theo ją podtrzymał. – Zaczekaj chwilkę, przyniosę ci szklankę wody. – Nie, zaraz mi przejdzie. Muszę tylko trochę poleżeć – odparła i wyszła pośpiesznie, nawet nie spojrzawszy na śpiące dzieci. Gdy znalazła się u siebie, przez kilka minut stała roztrzęsiona, opierając się plecami o drzwi. Kiedy wreszcie przestała drżeć, http://www.gastromed.com.pl - Jeśli szybciutko zjesz - zwraca się do Grace - będziemy miały czas, żeby trochę poćwiczyć. Gdyby to od niej zależało, darowałaby jej tę kolację, ale w instrukcji, którą otrzymała od pani Greenwood, drugi z podkreślonych czerwonym flamastrem punktów brzmi następująco: „Dziecko powinno spożywać posiłki o ustalonych porach”. Grace waha się przez chwilę, po czym siada do stołu, na którym Jenny postawiła dwie zdjęte z wózka tace z kolacją, i zabiera się za jedzenie. Podczas gdy Laura przełyka kęs piersi kurczaka i zjada plasterek ugotowanej na parze marchewki, z talerza jej podopiecznej znika połowa posiłku. Tymczasem Jenny, do której obowiązków najwyraźniej należy tylko dostarczanie posiłków, a nie pilnowanie, by zostały skonsumowane, idzie do drzwi, popychając przed sobą wózek. W progu się zatrzymuje i patrzy na małą Greenwoodównę, kręcąc głową. Zamyka drzwi dopiero, gdy napotyka spojrzenie Laury. - Zawsze tak powoli jesz? - pyta Grace. Laura patrzy na jej talerz i ze zdumieniem stwierdza, że choć dzieciak jest absolutnie niewychowany, to przynajmniej jeśli chodzi o zachowanie się przy stole, został poddany dobrej tresurze, i to nie amerykańskiej, tylko europejskiej. Grace je tak jak ona, trzymając nóż w prawej ręce, a widelec w lewej. Nie jak większość Amerykanów, którzy nożem kroją to, co musi być pokrojone, po czym odkładają go, przekładają widelec z lewej dłoni do prawej i tylko nim nabierają jedzenie. Grace radzi sobie ze sztućcami po europejsku, a po skończeniu kolacji kładzie je obok siebie po prawej stronie talerza. - Wcale nie jem powoli - broni się Laura, przełykając w całości ostatni kawałek kurczaka. Jedzenie jest pyszne, a ona zdążyła porządnie zgłodnieć, nadziewa więc na widelec trzy plasterki marchwi i pośpiesznie wkłada je do ust. Wyciera usta serwetką i wstaje od stołu. - Chodź - mówi, biorąc Grace za rękę, i prowadzi ją do lustra. Spręża pośladki - „ściąga” je, jak się to określa w baletowym żargonie, wciąga brzuch i staje w pierwszej pozycji - uda, kolana i łydki się stykają, a stopy tworzą prosty odcinek, którego końce wyznaczają duże palce. - Popatrz na moje nogi i spróbuj zrobić to samo co ja - mówi. Grace chwilę się jej przygląda, po czym wykonuje polecenie. Jeszcze kilka miesięcy temu Laura uznałaby, że dziewczynka wykonała je bezbłędnie, dziś wie, że mała robi ten sam błąd, który ona popełniała przez prawie siedem lat. - Pięknie - chwali ją, tak samo jak kiedyś pochwaliła ją madame Rostova. Tylko że madame Rostova nie wzięła do ręki jej stopy i nie pokazała trzech punktów, na których zawsze powinna się opierać. Zanim, dzięki swojej przyjaciółce Patricii, Laura trafiła na warsztaty Juliena Rousselina, w pierwszej, drugiej, trzeciej, czwartej i piątej pozycji baletowej stawała tak, że ciężar ciała opierał się na dwóch punktach znajdujących się na zewnętrznej krawędzi stopy. Już na początku pierwszej lekcji, w trakcie ćwiczeń przy drążku, zwrócił jej uwagę na to, że ciężar ciała tancerki powinien się opierać na trzech punktach stopy - dwóch na jej zewnętrznej krawędzi i jednym na wewnętrznej - poniżej dużego palca.

rzadko bywał w domu, przyjeżdżał też później niż zwykle. Czy nie zdarzało się to już wcześniej, kiedy miał więcej pracy? Zaczęła się nad tym zastanawiać, próbując sobie przypomnieć. Nigdy nie było aż tak źle, stwierdziła wreszcie. Nawet przed głośnym procesem Gary’ego Seneki, do którego Richard tak starannie się przygotowywał. To była ważna sprawa z mnóstwem świadków, skomplikowanym materiałem Sprawdź odpowiedział. -Wystarczy? - zapytała głośniej. - Nie! - odpowiedział szczerze. - Nie, odkąd stanęłaś w progu mojego domu. Serce podskoczyło jej do gardła. Zrobiła jeszcze jeden krok w jego kierunku. Richard wpatrywał się w nią. Jej śliczną twarz oświetlał księżyc, długie włosy opadały falami na ramiona. Ciało skrywał cienki szlafrok i piżama. -Ale musi wystarczyć - dodał po chwili. -Nie, nie musi - syknęła Laura. Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Jej zapach owiewał go zapraszająco, wabił, odbierał resztki silnej woli.