Skinęła głową.

sezonie rozpalił w kominku, gdyż Sylwia skarżyła się na zimno. - Myślałam, że zamierzasz nas opuścić? Matthew nie odpowiedział. Teściowa kompletnie go zaskoczyła i potrzebował czasu na przetrawienie jej słów. - Może jestem w błędzie - ciągnęła - ale zdawało mi się, że chciałbyś stąd uciec, wrócić do Berlina czy Nowego Jorku? Słowo „uciec" wisiało w powietrzu. 169 - Nie wiem - odparł. - Prawdę rzekłszy, nie zastanawiałem się jeszcze nad tym. - Naprawdę? - W głosie Sylwii dźwięczało zdumienie. - Ja na twoim miejscu na pewno bym to zrobiła. - Nie potępiała go, po prostu się dziwiła. - Po tym wszystkim, co tu znosiłeś, jeszcze przed śmiercią Karo... - Nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Ty miałabyś rozważać ucieczkę? Niemożliwe, Sylwio, jesteś na to za twarda. - Tak właśnie to widzisz? Jako ucieczkę od nas? - Tak sądzę. - Dlaczego? Bezceremonialność tego pytania odebrała mu na chwilę mowę. http://www.fuhmalepszy.pl/media/ Lorenzo! Musiał się zorientować, że za nim szła, i zaczaił się tu na nią. - Chciałam zobaczyć, dokąd chodzisz. Już czwarty raz wychodzisz od siebie w środku nocy - odpowiedziała szczerze. - Śledziłaś mnie? Zmieszała się pod jego uważnym spojrzeniem, ale nie zamierzała pozwolić, żeby to zauważył. - Skoro mam za ciebie wyjść, chcę wiedzieć, czy uprawiasz seks z Cateriną. - Co? - Jeżeli tak, nie wyjdę za ciebie. Możesz być tego pewien. - Myślałaś, że nakryjesz mnie w łóżku z Cateriną? Jodie poczuła się winna. Nie mogła mu powiedzieć, że jego odrzucenie nie tylko pogłębiło jej niepewność, ale i sprowokowało pytanie, czy Lorenzo, podobnie jak John, szukał satysfakcji seksualnej gdzie indziej. - Nie zaprzeczysz, że byliście kochankami - brnęła dalej. - Tak - zgodził się krótko. - Ale to było dwadzieścia lat temu, byłem wtedy chłopcem. - Ona twierdzi, że wciąż jej pożądasz. - Ona może sobie tak myśleć, ale to nieprawda - odparł zdecydowanie. Wciąż trzymał ją za nadgarstek. - Chcesz wiedzieć, dokąd idę? - spytał. - Dobrze. Chodź ze mną.

— mówiła dalej lady. — W ich ustach nawet najbardziej błahy komplement brzmi, jakby pochodził z głębi serca. — Belle-mère, bardzo proszę, posłuchaj mnie! Chcę ci powiedzieć wszystko o obrazie, o którym mogłabyś porozmawiać z księciem. Namalował go Jan van Eyck. To nazwisko na pewno zapamiętasz. Obraz jest wspaniały, Sprawdź niż on. Niestety, to wszystko nigdy już nie wróci! Książę już nigdy więcej nie zechce jej zobaczyć. Dlatego im wcześniej wyjedzie z zamku, tym lepiej. Uświadomiła sobie, że jutro będzie musiała bardzo dokładnie wszystko zaplanować, by hrabia, wyjeżdżając z belle-mère do Włoch, nie zobaczył jej. Musi też wymyślić coś, co by usprawiedliwiło wyjazd lady Rothley bez pokojówki. Być może, jeśli wszystko wcześniej spakuje, uda jej się wymknąć na popołudniowy lub wieczorny pociąg do Londynu. Całą duszą buntowała się przeciw temu, że musi opuścić księcia i wrócić do samotności w domu przy Curzon Street,