- Przynajmniej wiem, jak wyszedł - powiedziała Milla,

rozkosznymi wałeczkami tłuszczu, różowe policzki. Na innym zdjęciu chłopczyk raczkował radośnie w samej pieluszce. Na kolejnym, już nieco większy, z małym kijem baseballowym. Na plaży, z wiaderkiem i łopatką, w czerwonej czapeczce z daszkiem. Kin-derbal urodzinowy. Pierwszy dzień w szkole - mały uczeń trzymający dumnie swój plecak, prezentujący z uśmiechem brak dwóch przednich jedynek. Milla z trudem powstrzymywała szloch. Jej dziecko. Tak bardzo brakowało jej tego wszystkiego. Chłopiec w stroju drużyny T-balla, z poważną miną trzymający kij tak, jak to podpatrzył u dużych graczy. W stroju futbolowym, w za dużym kasku, prawie zupełnie zasłaniającym twarz. Był taki mały, taki żywy... Taki szczęśliwy. Było jeszcze więcej zdjęć ze szkoły, a także kilka pozowanych, zrobionych u fotografa. Jednoroczny bobas z mocno już zużytym misiem. Dziecko na małym traktorku ze skupieniem kręcące kierownicą. Niemal mogła usłyszeć, jak naśladuje odgłosy silnika. an43 407 - To Zack - powiedziała nerwowo Rhonda, widząc zainteresowanie Milli fotografiami. - Wiem, trochę przesadzamy z http://www.epsychoterapiawarszawa.info.pl/media/ nie po tym, jak tamta pocięła jego kobietę. Powiedział wprawdzie, że Milla jest przyjaciółką, ale w istocie nikt by w to nie uwierzył. Każdy, kto ich widział, każdy, kto choć usłyszy o tym incydencie, stwierdzi, że to jego kobieta. Wobec tego po prostu nie mógł darować nikomu skrzywdzenia Milli. Jeśli tak właśnie by zrobił, ludzie zaczęliby mówić, że Diaz mięknie. Zaczęliby myśleć, że teraz ujdzie im już na sucho wchodzenie mu w drogę. I że będą mogli bez przeszkód popełniać te wszystkie zbrodnie, którym on starał się zapobiegać. A jeśli tak będą sobie myśleć, to znów ucierpią na tym niewinni. A Diaz będzie musiał zabijać, by źli ludzie upewnili się, że jednak ciągle nie warto go drażnić. Wszystkie te myśli przeleciały mu przez głowę w jednej chwili. Co więc powinien wtedy zrobić z Lolą, jeśli nie zabić? Pobić ją,

- Nie byli razem. On też ich obserwował. - Cóż, to zmienia postać rzeczy - mruknął ktoś cicho. - Wiesz, kto to mógł być? - spytała Debra. - Nie mam pojęcia. Nawet mu się porządnie nie przyjrzałam. Ale kimkolwiek był, uratował nam obojgu życie, powstrzymując mnie przed zrobieniem czegoś głupiego. A skoro już o głupich rzeczach Sprawdź Pasowało mu i nie przyciągało uwagi. Przez większość swego życia nie zwracał na siebie uwagi. Instynktownie potrafił wybrać najlepszy kamuflaż, a jeśli już ktoś go zauważył, to dlatego, że Diaz sam sobie tego życzył. Był cichym dzieckiem, typem odludka, do tego stopnia, że matka prowadzała go na wszelkie możliwe badania psychologiczne. Jednak nie wykryto u niego autyzmu, niedorozwoju umysłowego ani żadnej innej przypadłości, która mogłaby powodować, że chłopiec tylko siedział i patrzył na ludzi, bardzo rzadko włączając się do rozmowy czy do zabawy Wiedział, że matka bardzo się martwi, a później, że sama czuje się niepewnie w obecności syna. Nawet to nie zmieniło ani na jotę jego zachowania. Obserwował ludzi. Patrzył, jak ich twarze i ciała zadają kłam