dokończyć zdania. - Nie rozumiem więc, czemu wdajesz

chusteczkę. - Nie wspomniałem ani o tobie, ani o Maureen, ani nawet o szpitalu. Tylko że Joanne była bardzo nieszczęśliwa i istnieje podejrzenie przemocy przeciw dziecku ze strony Patstona. - To dobrze. Gdyby nie Maureen, sama poszłabym na policję, i to w tej chwili. - Nie ma takiej potrzeby, kochanie. Dotrą tam i bez ciebie. Pobrano odciski palców zarówno od Tony'go, jak od Sandry. Patston wolał dać do badania na DNA raczej włos niż wymaz z jamy ustnej - wszystko to w celu eliminacji, jak zapewnił ich Keenan. Ale wkrótce potem świadomość, że kilka kilometrów dalej ekipa policyjna przeszukuje mu dom, zaczęła mocno Patstonowi ciążyć. - Chcę jechać do domu - powiedział Keenanowi w kuchni, kiedy Sandra poszła na górę do Iriny. - Czy nie wystarczy tego koszmaru? Czy naprawdę muszę tu sterczeć, kiedy obcy ludzie cholera wie po co http://www.eogrzewaniepodlogowe.biz.pl - Wywiera wrażenie, no i co? - Bałem się, że nie oprzesz się pokusie. Bez wahania, zamachnęłam się i wymierzyłam mu policzek. Nie odsunął się, chociaż mógł to zrobić. Z poczuciem winy potarł policzek: - Przepraszam. Nie miałem innego wyjścia. Siarczyście zaklęłam, żeby się nie rozpłakać. Wszystko było skończone. Nie udało mi się uratować Lena, beznadziejnie roztrwoniłam przeznaczoną do tego siłę, przez swoją głupotę zepsułam obrzęd – nawet nie potrafiłam zasłużyć na zaufanie swojego przyjaciela, przyjaciela wampira, z którym przez kilka dni dzieliłam uczucia i krew oraz chodziłam ramię w ramię. Odtąd Dogewa była zamknięta dla mnie na zawsze, a powrocie do Starminu nie chciałam myśleć. Byłoby dobrze, gdyby Lereena zabiła mnie teraz. A Władczyni tymczasem podeszła do drzwi, bez przeszkód odrzuciła belkę i otworzyła drzwi na roścież.

- A nie możemy po prostu jej znaleźć? - spytał z naciskiem prawnik. - Bo jeśli się nie pośpieszymy, Mike, to strach pomyśleć, co będzie. 94 Kiedy Lizzie i Clare wydostały się z Shed Tower, ramiona Tower Bridge* były podniesione. Lizzie Sprawdź - Zarządziłam, by ich rozmieścili w gościnnym domu w sąsiedztwie. Ciebie do nich zaprowadzą. Władczyni wstała i podeszła do okna, demonstrując wytworne, obnażone do samej talii plecy. Bezskrzydłe, jak u każdej kobiety-wampirzycy. Tylko teraz zrozumiałam, że na ulicy jest istna ciemność, a w sali nie pali się ani jedyna świeca. - Można jeszcze jedno pytanie? - zapytałam, podnosząc się. Wilk drgnął i, podbiegłszy do drzwi, z nadzieją zadrapał je łapą. Lereena pół obróciła się, zdumienie wygięła brew. - Gdzie są wszystkie wasze Straże? - Tam gdzie powinni - z lekka zmieszała się Władczyni. - na Granicy! - Do środka lasu nie spotkaliśmy żadnego. - Znaczy, wy ich po prostu nie zauważyliście. W moim gar¬nizonie jest więcej niż dwie setki Straży. - Znaczy, ja ich prosto nie zauważyłam. Dziękuję za audiencję, bardzo... przykro było z was poznać. -- otworzyłam drzwi, przepuściłam wilka naprzód i wyszłam w ślad za nim, nie zrobiwszy nawet aluzji na ironiczny ukłon. Nie w moich przyzwyczajeniach odpowiadać lubieżnością na nie ukryte chamstwo. Spierać się z Władczynią mi też się nie chciało. Tym bardziej budować głośne przypuszczenia, dlaczego Straże nie zauważyli nas. Wydało mi się, że już znam odpowiedź. Gościnny dom był repliką tego, w którym żyłam w Dogewie, u Kryny. Czysty, lecz mało przytulny, bo sprawiał wrażenie niezamieszkanego. Od nakrytego stołu smacznie pachniało smażonym mięsem, u ścian stały cztery łóżka i dwie szafy, w jednej z nich akurat grzebała Orsana, wybierając sobie parę nowych butów. Kiedy weszłam, obróciła się i poskoczyła, ale nie zaczęła się ze mną witać.