Zakochali się w sobie i rzuciła studia, by wyjść

mgiełka. Pierce był tak blisko. Topniała w bijącym od niego cieple, przy nim było jej dobrze. Powoli powracała na ziemię. Z trudem łapała powietrze, nogi wciąż miała jak z waty. I nie mogła pojąć, jak to się stało, że tak łatwo uległa, wcale nie walcząc z pokusą. Zrobiła krok do tyłu. Uchwyt lodówki wbił się jej w plecy. Odwróciła nieco głowę. - Pierce... - Wiem. Wiem. W jego głosie było coś, co skłoniło ją, by na niego spojrzeć. Popatrzyła mu prosto w oczy. Pragnienie, niedowierzanie, może żal? Nabrała powietrza i odetchnęła głęboko. - Wiem - powtórzył Pierce. - Nie powinniśmy tego robić. - Chrząknął i zaśmiał się, ale w tym śmiechu nie było wesołości. - Powinienem cię przeprosić. Ale gdybym to zrobił, nie byłoby szczere. Myślę, że sama o http://www.eginekologwarszawa.net.pl – Robota nie czeka. – Ujął jej ręce. – Nie mów nic Sebastianowi, ale wysłałem buldożer, by zrobił porządek z jego chatą. Książki i syrop klonowy kazałem spakować i wysłać pocztą pod twoim adresem. Lucy stłumiła uśmiech. Nigdy nie potrafiła zrozumieć zasad, które rządziły przyjaźnią Colina, Platona i Sebastiana. – A co zrobiłeś z końmi i psami? – Przeniosłem je na główne ranczo. Ten żółty labrador poradziłby sobie tutaj, ale dwa pozostałe sprawiałyby wam kłopoty. Sebastian może sobie kupić nowe konie. – Plato... – On tu zostanie, Lucy. Możesz mi wierzyć. – Sama nie wiem. Widzisz... ostatnio zupełnie zamknął się w

chłopcy się obudzą. To jedyna pora, kiedy jestem sam. Czy będzie żałowała? Znów przywarł do jej ust. Drobnymi pocałunkami obsypywał jej twarz i szyję. Przytuliła się do niego mocno i zarzuciła mu ręce na szyję. Jak to by było, gdyby... Zanurzył palce w jej włosach, podniósł głowę i popatrzył Sprawdź do stodoły. Sebastiana nie było już na schodkach. Nie wiedziała, dokąd poszedł. To dobrze, pomyślała. I energicznie zabrała się do pracy. Barbara poszła pobiegać po głównej drodze prowadzącej obok domu Lucy. Zostawiła samochód na końcu przejazdu, bo nie chciało jej się wspinać na strome wzgórze. W niedzielę droga była pusta, ale podczas biegu Barbara czuła na plecach wzrok Sebastiana. To nie była paranoja. Wiedziała, że on gdzieś tu się kryje i zapewne zastanawia się, kim ona jest. Może zresztą Madison już mu powiedziała. Barbara sama nie wiedziała, po co go prowokuje. Mogła przecież zostać na wzgórzu, ale roznosiła ją potrzeba działania. Nie mogła myśleć, z trudem oddychała. Pragnęła ulgi, musiała