rękę.

Kapelusznika, żeby zrobił to za nią. Kate pokręciła z dezaprobatą głową. Tess zaniedbała swoje obowiązki tylko dlatego, że wybierała się na randkę. A gdyby ktoś chciał się tutaj włamać? Lub deszcz zalał korytarz i dostał się do pomieszczenia z żywnością? Kate zamknęła za sobą drzwi. Będzie musiała porozmawiać z Tess. Nie może przecież tolerować takich zaniedbań. Od razu też zajrzała do składziku i natychmiast zatkała sobie nos. Co to za okropny zapach? Jakby ktoś zostawił na słońcu śmieci albo wybiło szambo... Kiedy ruszyła dalej, smród się jeszcze nasilił. Zajrzała do łazienek i do swego biura, ale nie odkryła nic podejrzanego. Nacisnęła więc klamkę drzwi prowadzących do części kawiarnianej. Stanęła w progu i aż jęknęła, widząc kolorowe szczątki swoich witraży walające się po podłodze. Ktoś potłukł je w drobny mak. Ruszyła w stronę pierwszego z brzegu okna, ale potknęła się i omal nie upadła. Spojrzała pod nogi. Głośny, wibrujący okrzyk wydobył jej się z gardła. Tess leżała bezwładnie za kontuarem, z jedną ręką wyciągniętą tak, że zagradzała przejście. Głowę miała wykręconą w nienaturalny sposób, a na jej twarzy malowało się bezbrzeżne zdumienie. I strach. Kate przycisnęła dłoń do ust, żeby nie zwymiotować. Z zaplecza dobiegły jakieś odgłosy. http://www.edomkidrewniane.net.pl - Co? - Malinda ze złością zrzuciła jego rękę. - Chyba mnie nie zrozumiałaś. - Bardzo dobrze cię zrozumiałam. Chcesz, żebym wprowadziła się z powrotem jako twoja gospodyni i opiekunka twoich dzieci. - Miałem na myśli bardziej trwały układ. 156 JEDNA DLA PIĘCIU Malinda starała się nie czytać między wierszami. Jack znowu położył jej rękę na ramieniu i delikatnie obrócił w swoją stronę. - Nie potrzebuję cię jako gosposi czy opiekunki. Tymi obowiązkami zajmie się pani Dunlap. W Chicago też wynająłem kogoś. Te długie spotkania były z nim.

Ktoś musi dzisiaj czuwać. Nie tylko dzisiaj. Do chwili, gdy John Powers zostanie unieszkodliwiony, nie mogą spać spokojnie. Tylko kto tego dokona? Wyglądało na to, że poza nim w tej chwili nikt nie mógł się tego podjąć. ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄ- TY CZWARTY Sprawdź o tym, z˙e przypadkowe spotkanie na pokładzie samolotu pozwoliło jej poznać tego bogatego i wpływowego człowieka. Był zdecydowany i władczy, ale nie czynił na nią żadnych zakusów, dzięki czemu w jego towarzystwie czuła się swobodnie i bezpiecznie. Odetchnęła głęboko. Żyj chwilą obecną, powiedziała sobie. Nie spoglądaj w przyszłość ani w przeszłość. W poniedziałek wstała wcześniej niż zwykle, już o w pół do siódmej. Postanowiła, że przyjedzie do domu Thea swoim samochodem, ale żeby nie narobić mu wstydu, zaparkuje w pewnej odległości. Otworzył jej sam. Zauważyła, że jest w codziennym ubraniu. – Popracuję dziś w domu. Pomyślałem, że twojego pierwszego dnia udzielę ci przynajmniej moralnego wsparcia – rzekł z uśmiechem.