Ale nim Scott zdążył w jakikolwiek sposób zareagować,

- Jamiego? - spytała. - Chciałabyś poznać Jamiego? Lizzie skinęła głową. Zaciskała tak mocno wargi, że zrobiły się niemal sine. - Dlaczego, kochanie? Czy jest jakiś szczególny powód? Co się stało, zastanawiała się. Lizzie miała łzy w oczach! - Czy możemy się z nim spotkać? - powtórzyła dziewczynka, odwracając się do niej plecami. - Tak, oczywiście, porozmawiam z waszym tatą. Zresztą sam to już dawno zaproponował. Uważa, iż powinniście poznać Jamiego, nim zacznie się szkoła. Może zrobimy coś razem w sobotę? Co ty na to? Lizzie ponownie pokiwała głową. - Wolisz żółtą sukienkę? - Obydwie są bardzo ładne, ale żółta bardziej mi się podoba. Willow spodziewała się, że Lizzie zrobi jej na przekór, jak to miała w zwyczaju, ale dziewczynka odwiesiła niebieską sukienkę i wziąwszy do ręki żółtą, poszła poszukać ciotki. R S - Zdecydowałam, ciociu Camryn. Bardziej podoba mi się żółta sukienka. Bardzo ci za nią dziękuję. http://www.e-szambabetonowe.net.pl - Naprawdę, Scott! Mógłbyś już sobie dać spokój! - Willow przewróciła oczyma. Włożyła klucz do zamka. - Oszczędź mi szczegółów! - Pchnęła drzwi i energicznym krokiem weszła do środka. - Nawet gdybym była w tobie zakochana — rzuciła przez ramię - choć oczywiście nie jestem, nie wyszłabym za ciebie za mąż! Nawet gdybyś ofiarował mi całe bogactwo świata! Może jestem tylko zwykłą dziewczyną z małego miasteczka, ale nie zamierzam grać drugich skrzypiec! - Zatrzasnęła za sobą drzwi sypialni. Scott usłyszał, jak przekręca zamek w drzwiach. Cholera, naprawdę zamierzała go unikać... Musiał jej udowodnić, jak bardzo jest zdeterminowany. Musiał wytłumaczyć... Wiedział, że Willow jest w nim zakochana... Albo przynajmniej

lat. Nie wiedział, co by robił w życiu, gdyby nie udało mu się zrealizować tego marzenia. - Wciąż jest pani bardzo młoda - zauważył. - Jeszcze nie jest za późno. Być może któregoś dnia... - Obawiam się, że dużo za późno. Jamie pójdzie na studia, zanini się obejrzę. Zresztą lubię to, co teraz robię. Pracuję Sprawdź Przypomniał sobie, co jej obiecał: „Wrócę po ciebie, Tino. Jutro, obiecuję. Wrócę jutro...” Nie było jutra. Dwadzieścia minut później cały jego świat legł w gruzach. Nie był w stanie myśleć o niczym innym, tylko o doznanej stracie. Teraz spojrzał na nią, przytłoczony wspomnieniami, zasmucony odmianą jej losu. Przepraszał ją wzrokiem. Jemu powiodło się znacznie lepiej. - No i co? - powiedziała cicho. - Nigdy już, gnojku, nie wróciłeś. A ja czekałam. Czekałam długo... - zamilkła, szarpnęła za klamkę i wyszła. - Zatrzymam ją. - Jackson poderwał się z krzesła. - Nie. - Santos przytrzymał go za ramię. - Niech idzie. W razie czego wiemy, jak ją znaleźć. Zawiedziony Jackson pokręcił głową. - Szkoda. Miła dziewczyna. - Była miła - odparł ponuro Santos. - Kiedyś to była naprawdę miła dziewczyna. ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DRUGI Oficer dyżurna skierowała Liz na trzecie piętro, do wydziału zabójstw. Liz uśmiechnęła się do niej i wymieniła z nią kilka uprzejmych uwag. Biurko Santosa stało na samym końcu wielkiej hali. Mijała kolejne stanowiska, ci, co ją poznawali, uśmiechali się do niej i kiwali głowami. Odpowiadała na pozdrowienia, z trudem opanowując wewnętrzne drżenie. Czuła, że stało się coś złego. Ostatni raz widziała się z nim na pogrzebie Lily. Trzy dni temu. Dzwoniła do niego kilkakrotnie, za każdym razem wyczuwając dystans w jego głosie, a nawet pewną niechęć. Oczywiście tłumaczył jej, że to nic, że nie ma powodu do zmartwień. Usprawiedliwiał się nadmiarem zajęć i brakiem czasu.