o poduszki. Zakryła twarz rękami, czując potworne zmęczenie i strach.

Dewey wyprostował się i spojrzał w okna na piętrze. - Tam. Kelly obeszła go dookoła i popatrzyła w górę, na dom z kamienia. Richard patrzył na swoją córkę. Serce przepełniała mu miłość. Patrzył, jak bawiła się na placu zabaw. Miała takie same jak on ciemne włosy, oczy w tym samym kolorze. Odziedziczyła też jego uśmiech. Podszedł bliżej do okna. Kelly podniosła rękę i pomachała do niego. Richard chciałby zbiec na dół, przytulić ją, powiedzieć, że ją kocha i będzie się nią opiekował. Że się cieszy z jej przyjazdu. Tylko, że nie mógł tego zrobić. Pomachał do niej, nie podchodząc bliżej do okna. Potem przeniósł wzrok na Laurę. Stała oparta plecami o samochód, ze skrzyżowanymi na piersiach rękami. Jej spojrzenie głośno krzyczało, że to on powinien się teraz bawić ze swoją córką. Było też w nim pytanie: jak może oprzeć się tej dziewczynce? Czy Laura nie rozumie, że on chciałby być na dole z Kelly? Że chciałby złagodzić jej cierpienie? Że trzymanie się od niej z daleka było dużo trudniejsze dla niego niż dla dziecka? Dewey wszedł do środka z bagażami, a Laura mówiła coś do http://www.e-domydrewniane.info.pl Laura odstawiła tacę, po czym wyprostowała się i wpiła wzrokiem w drewno drzwi. Postanowiła, że wyciągnie go z tej jaskini. -Oj, nie będzie nam łatwo, panie Blackthorne - zapowiedziała. -Tylko wtedy, jeśli złamie pani zasady. -A na czym one polegają? -Prześlę je pani e-mailem. -Rany, cóż za szczególna metoda. -Jedyna - powiedział cicho, gdy usłyszał jej kroki na schodach. Potarł skronie. Palce trafiły na blizny. Zaklął, zerwał się z fotela i zaczął krążyć po pokoju. Zgrzytał zębami, zastanawiając się, jak zdoła przeżyć, gdy po jego domu panoszyć się będzie ta olśniewająca i pyskata piękność. Laura zmywała naczynia. Dlaczego jest tak wytrącona z równowagi?

że musimy urobić sobie ręce po łokcie dla paru marnych napiwków. – Mamy już tego dość – powiedziała twardo Jane. – Zaspałam – tłumaczyła się niezręcznie Julianna. – Nie zrobiłam tego specjalnie. Nie tego widocznie się spodziewały, ponieważ okrągła twarz Loreny poczerwieniała jeszcze bardziej. Sprawdź Laura posprzątała po śniadaniu, przygotowała coś na obiad i wezwała taksówkę. Stała w porcie i zbierało się jej na płacz. Czuła się tak, jakby ktoś ćwiartował ją żywcem. Nie mogła znieść myśli o opuszczeniu dwójki najważniejszych dla niej ludzi, ale nie miała wyboru. - Dokąd ty się, do diabła, wybierasz? - usłyszała nagle zza pleców głos Richarda. Zesztywniała, ale się nie odwróciła. - Do domu. - Myślałem, że tu jest twój dom. W jego głosie wyraźnie słychać było gniew. -Nie, Richardzie. Przyjechałam pomóc ci przy Kelly, wprowadzić