uwierzyć, że podoba się TAKIEMU mężczyźnie… Przełknął ślinę, sprzedając sobie

- Twoje oddanie bratu jest godne podziwu. - Zdołał zjednoczyć wokół siebie rodzinę. To najlepszy człowiek, jakiego znam. No i w ten sposób, gdy moi bracia zostali bohaterami, ja wiodłem łatwe życie w Londynie. Bawiłem się, grałem wysoko, trwoniłem pieniądze, zalecałem się do każdej panny, biłem o byle zniewagę. - Pojedynkowałeś się? - Nie można tego uniknąć, będąc hulaką. - Dlatego jesteś świetnym szermierzem? - Nie chwal mnie, cherie - odparł cierpko. - I tak jestem samochwałem. Nazywano mnie wodzem londyńskich hulaków. O tak, zdobyłem sobie wtedy złą sławę. A potem wojna się skończyła. - Twoi bracia wrócili? - Na całe szczęście. Później Robertowi urodził się syn. I odtąd sam nie wiem, po co właściwie żyję. - Prychnął gniewnie. - Po co ja ci to wszystko mówię? Becky pocałowała go w policzek. - Jesteś kimś dużo lepszym niż tylko londyńskim hulaką. Jesteś wspaniałym człowiekiem. - Mhm. - Rozważał przez chwilę jej słowa. - Mówisz, że wspaniałym? - Tak. - W porządku. Wierzę ci. Uśmiechnęła się do niego szczerze. http://www.dubajblog.pl Wcześniej tylko zaczepiali, nie mogli dać mu spokoju? Przecież nic im nie zrobił! A teraz jeszcze Adam widział go w takim stanie. Co za porażka…! – Jak ja wyglądam? – odwrócił się do niego tyłem, wciąż dotykając opuchniętej twarzy. Adam westchnął ciężko, wstając. - Dotrzesz sam do domu? - Jak ja wyglądam? Okropieństwo! – zaczął ryczeć, ścierając rękawem dżinsowej kurtki krew i jeszcze bardziej naruszając rany. - Kurwa! – syknął brunet, odwracając go do siebie przodem i odciągając ręce od jego zmaltretowanej twarzy. – Wyglądasz jak człowiek pobity, pasuje? Pytałem czy dotrzesz do domu sam. Spojrzały na niego dwa małe, załzawione oczka. Powoli zaczynały już puchnąć, przez co były jeszcze mniejsze niż w rzeczywistości. Do tego makijaż spływał chłopakowi wraz ze łzami, nadając mu żałosny wizerunek skatowanego szczeniaczka.

Obiecaj, że tak zrobisz. Po cóż ma rosnąć ze świadomością, iż cały świat wie o jego nieprawym pochodzeniu, jak to było ze mną. Ledwie mogła na niego spojrzeć. Jak mógł z takim spokojem mówić o własnej śmierci? O tym, że nigdy się być może nie zobaczą? Że ona może urodzić syna lub córkę, dziecko, które nie pozna swojego prawdziwego ojca? Zebrała wszystkie siły w rozpaczliwym wysiłku, żeby go przekonać. Sprawdź - To nieprawda - powiedziała dobitnie. - Nie zakochał się we mnie. Nie przeczę, że jest mną zaintrygowany, ale wyłącznie dlatego, że jestem inna niż kobiety, do których przywykł. - Isabello. - Gestem ręki nakazał jej spokój. - Nie pytam o to, żeby cię denerwować. Po prostu kiedy się zorientowałem, co dzieje się z moim synem, poczułem się zaniepokojony. Edward przecież nie wie, kim jesteś. - Rozumiem. - Chyba nie do końca. Ze wszystkich moich dzieci Edward najbardziej przypomina matkę. Jest... bardzo uczuciowy, życzliwy Oczywiście, łatwo się unosi, ale równie łatwo go poruszyć. Chcę ci zadać jeszcze jedno pytanie. Jeśli odpowiesz przecząco, będę musiał prosić, żebyś postępowała z moim synem delikatnie. Czy ty go kochasz? Wszystko, co czuła, odmalowało się w jej oczach. Wiedziała o tym, więc szybko spuściła głowę. - Wasza Wysokość, to, co czuję do Edwarda, w żaden sposób nie wpłynie na jakość mojej pracy. - Isabello, potrafię rozpoznać profesjonalistę. - Zrobiło mu się jej żal, a jednocześnie ją rozumiał. - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Czy kochasz Edwarda? - Nie mogę... - Tym razem w jej głosie zabrzmiał żal. - Okłamuję go od samego początku i nadal będę to robić. Nie można jednocześnie kochać i kłamać. Proszę mi wybaczyć, Wasza Wysokość! Carlise nie próbował jej zatrzymać. Gdy wyszła, ciężko opadł na fotel. Teraz mógł się już tylko za nią modlić. Cafe du Dauphin było dość obskurną portową knajpą, odwiedzaną przez załogi statków handlowych oraz robotników z nabrzeża. W niewielkim wnętrzu, zadymionym i cuchnącym alkoholem, stało tak dużo stolików, że ledwie dało się przejść. Bella bywała już w gorszych miejscach, ale to z pewnością nie było odpowiednim lokalem dla samotnej kobiety. Chyba że chciała szukać przygód. Jej wejście nie wywołało poruszenia. W szarym swetrze i dżinsach wyglądała bardzo przeciętnie, nie stanowiła więc żadnej konkurencji dla bawiących w barze dam. Pocieszała się, że jeśli zdoła załatwić sprawę szybko, nie będzie musiała odstraszać żadnego z podchmielonych amatorów łatwej zdobyczy. Usiadła przy barze i zamówiła whisky. Czekając na drinka, dyskretnie lustrowała salę. Jeśli Emmett faktycznie umieścił tu swoich ludzi, musiał wybrać ich bardzo starannie. Rzadko się bowiem zdarzało, by nie rozpoznała kolegów po fachu. Minęło bodaj dziesięć minut, gdy od jednego ze stolików wstał mężczyzna i potoczył się w jej stronę. Stanął tuż obok, ale zlekceważyła to i spokojnie piła drinka. - To smutne, kiedy kobieta pije sama - wybełkotał po francusku.