– To paranoja – stwierdził Hayes cicho.

– Nie, Rick. Jedź. Byliśmy szczęśliwi, prawda? Ale we mnie zawsze był cień wątpliwości. A w tobie – poczucie winy. Gdyby Jennifer nadal żyła, być może wcale nie bylibyśmy razem. Więc teraz po prostu przekonamy się, jak silne są podstawy naszego związku. – Moim zdaniem cholernie silne. – Naprawdę? – Tak. – Ale nie chcesz dziecka. – Mam dziecko. – Chciał coś dodać, ale ujrzał smutek w jej oczach i wiedział, że ją zranił. Wyciągnął rękę, nakrył jej dłoń swoją. – To nieodpowiedni moment. Wysunęła rękę z jego dłoni. – Dla mnie owszem – odparła, zaciskając usta. – Tak naprawdę albo teraz, albo nigdy. Zastanawiał się, czy nie ulec. W końcu będzie wspaniałą matką, tego był pewien. Co z tego, że on będzie starcem, gdy jego dzieciak zda maturę? Teraz tak już jest. Zacisnął usta. – Pomyślę o tym. Chwyciła torebkę i wstała gwałtownie. – Oby szybko. Rozdział 5 Powinna była mu powiedzieć. Jak mogła tak stchórzyć? http://www.doktor-leczenie.com.pl która sprawiła, że serce stanęło mu w piersi. Była to reklama katolickiego sklepiku dobroczynnego; krzyż i litera „A”, splecione w charakterystyczny sposób, były aż zbyt znajome. To samo logo widniało na naklejce na przedniej szybie chevroleta, widział to w San Juan Capistrano. Symbol świętego Augustyna. Chwilę wpatrywał się w gazetę i zaraz zapytał kelnerkę, czy mają w lokalu bezprzewodowy dostęp do sieci. Patrzyła na niego jak na wariata, więc zapłacił i pojechał do kawiarni, w której wiedział, że jest wifi. Zamówił kawę, której wcale nie potrzebował, usiadł na wytartej kanapie i włączył komputer. Przy akompaniamencie jazzu, syku ekspresu ciśnieniowego i warkotu młynków do kawy wszedł do sieci. Szukał szpitala świętego Augustyna w Los Angeles i okolicach. Po raz pierwszy od przyjazdu do Kalifornii nabrał nadziei, że uda mu się złapać prześladowcę.

włamał. To spokojna okolica. Bezpieczna. – Puchacz umilkł, gdy mijał go wózek ze zwłokami. – Przynajmniej do tej pory tak było. Kolejna kobieta uznała za stosowne dorzucić swoje dwa grosze. – Niewiele o niej wiem. Chyba kiedyś miała męża. – W obłoku siwych włosów i białego szlafroka przedstawiła się jako Gilda Mills, mieszkanka uliczki od dwudziestu siedmiu lat. Nerwowo zerkała na dom Lorraine, jakby były to wrota piekieł. – Ale sama już nie wiem. – Sprawdź – Myślałem, że ty coś wiesz. – Pracuję nad tym. – Hayes poprawił krawat. – Namierzyliśmy telefon dzięki GPS – dodał. – Co? – Nie ciesz się. Wyrzucono go. Znaleźliśmy go w piasku pod molo Santa Monica. – Cholera! – Sprawdzamy zapis z kamer. Na razie niczego nie mamy, ale to dopiero początek. Santa Monica. Znowu. Zrobiło mu się niedobrze. Wiedział, dlaczego telefon podrzucono akurat tam. Z powodu Jennifer. Bo to miasteczko i to molo stanowiły tak ważne elementy jej życia, ich wspólnego życia. Porywacz mu to pokazywał, drażnił, drwił. – Sukinsyn. – Bentz nie mógł opanować ogarniającej go wściekłości. – Jennifer – syknął. – Bawi się mną. – To nie Jennifer. – Hayes wskazał głową trumnę.