Na tylnym siedzeniu Sherry jest gotowa do drogi. Obok niej leżą jej ubrania, odznaka i

dygotać. Usiłowała się uspokoić: myśl logicznie. Na razie nic się nie stało. – To dla potomności. – Zadowolona, że kamera i statyw zajmują właściwą pozycję, wariatka odpowiednio ustawiła obiektyw. – No dobra, możemy zaczynać. – Wcisnęła guzik i włączyła kamerę, stanęła przed klatką, poza zasięgiem rąk O1ivii, ale w polu widzenia obiektywu. – Cześć, RJ – powiedziała, jej głos był bez tej chrypki, jaką słyszało się w rozmowach telefonicznych. – Mam nadzieję, że znajdziesz ten film, podobnie jak łódź i żonę. Co? O Boże, nie! – Powinno ci się udać – ciągnęła. – Kamera jest nie tylko wodoszczelna – jest przeznaczona do filmów podwodnych. Jak widzisz, mam Olivię... Przez cały dzień była moim gościem tutaj, na „Merry-Anne”, myślałam, że bardziej się zaprzyjaźnimy, ale... Wiesz co, nie będę dłużej owijała w bawełnę, powiem szczerze: strasznie mnie nudzi. – Spojrzała na O1ivię. – Skarbie, przywitaj się z Rickiem. Pomachaj mu. Pokaż, że nic ci nie jest. Jeszcze. O1ivia nawet nie drgnęła. Po pierwsze, zesztywniała ze strachu, po drugie, nie sprawi wariatce tej satysfakcji. – Oj, chyba Liwie jest w złym humorku. Może coś ci powie, kiedy już sobie pójdę. Będziecie mieli trochę czasu dla siebie, kiedy będę pruła na pełne morze. Mogłabym ją załatwić równie łatwo jak moje pozostałe kochane przyjaciółki: Shanę, Lorraine i Fortunę. Tally mi umknęła, ale czasem nie można mieć wszystkiego, prawda? A ja w końcu mam Liwie? Przyjaciółki Jennifer bardzo mi pomogły, dzięki nim dowiedziałam się mnóstwa http://www.dobry-komin.net.pl/media/ Wyświetlacz poinformował, że dzwoni Jonas Hayes. Z prywatnego telefonu. – Bentz – rzucił do słuchawki, ciągle wpatrzony w morze. Bolała go noga, bardziej po tej nocnej kąpieli. Wiek dawał mu się we znaki, choć za żadne skarby nie przyznałby się do tego. A Olivia uważa, że jest na tyle młody, by poradzić sobie z trudami ojcostwa. Gdyby go teraz zobaczyła, gdyby widziała, jak kusztyka po molo i widzi duchy w wodzie... – Musimy pogadać. – Hayes mówił krótko, oficjalnie. Najwyraźniej jeszcze mu nie przeszło. – Kiedy? – Bentz zmrużył oczy i patrzył pod molo. Wędkarz akurat zarzucał wędkę tam, gdzie według jego obliczeń Jennifer uderzyła w taflę wody. O ile wiedział, Straż Przybrzeżna nie wyłowiła zwłok kobiety w czerwonej sukience, zakładał więc, że ta, która podszywa się pod jego zmarłą żonę, nadal żyje. I znowu go nawiedzi.

– Najwyższy czas – mruknął pod nosem. Zwrócił samochód i zataszczył bagaż do terminalu, by kupić bilet. Wszędzie kłębiły się tłumy ludzi, kolejki ciągnęły się aż do drzwi. Dobrze ci tak, trzeba było kupić bilet w sieci, pomyślał. Powtarzał sobie, że musi zachować cierpliwość. Wsiądzie w następny samolot, choć jedyny bezpośredni lot już wystartował. Wybrał linię, która go tu przywiozła, sądząc, że staje Sprawdź sprawdzają teraz w laboratorium: odciski, DNA... – Więc nie będziesz dla niego nadstawiał karku, co? Nie możesz nic zrobić bez oryginałów, a nawet jeśli ci je da, moim zdaniem popełnisz błąd, angażując się w to. – Nie ma o czym mówić. Nie dał mi oryginałów. Ale wydawało mi się, że jesteś jego przyjacielem. Trinidad wzruszył ramionami. – Przyjaciel nie podsyca paranoi. – Pochyliwszy się nad stolikiem, zniżył głos: – Rick Bentz to bomba zegarowa. Po tym, jak zastrzelił dzieciaka Valdezów, prawie wybuchł, choć to było zrozumiałe. A potem nigdy nie wziął się w garść. Myślałem, że w Nowym Orleanie jakoś się pozbierał. Wieść niesie, że rozwiązuje tam najtrudniejsze sprawy o morderstwo, że jest lokalnym bohaterem. Ale był czas, kiedy tyle brakowało – podniósł dłoń i złączył kciuk i palec wskazujący – by mu odbiło. I teraz w końcu do tego doszło. Wiesz, co ci radzę? Powiem to, chociaż wcale nie prosiłeś o poradę. Trzymaj się z daleka od tego, co kombinuje.