zbyt dawno temu.

stres - powiedział doktor Andrews. - Moja siostra zmarła i to miało sens. - Ale teraz mamy dodatkowe dane. Proszę zastanowić się nad tym, co powiedział pani ojciec. Ktoś wziął na cel państwa rodzinę. Planował to przynajmniej od dwóch lat. - Tak. - Spojrzała na niego pytająco, a potem nagłe zaskoczyła. Krew odpłynęła jej z twarzy. Nie. Nie! Nie!! - Moje wrażenie, że ktoś mnie obserwuje?! Myśli pan... że to on?! - Nie można tego wykluczyć - odparł spokojnie doktor Andrews. Po chwili dodał tak łagodnie jak jeszcze nigdy. - Jest mi naprawdę przykro, panno Quincy. Wyciągnąłem jeden z najoczywistszych wniosków. Może już czas posłuchać moich wykładów... - On mnie śledzi! - Nie mogła przestać o tym myśleć. To było całkiem sensowne założenie. Poczuła się zgwałcona, ale jednocześnie po prostu jej ulżyło. Jakiś nieznany drapieżnik wkradł się w jej życie i zaczaj: na nią polować. Ale poczuła ulgę, ponieważ to nie działo się tylko w jej głowie. Napady paniki, zawroty głowy, ataki lęku były uzasadnioną reakcją na zagrożenie z zewnątrz. Silna, logicznie myśląca Kimberly pozostała sobą. I dzięki Bogu! - To pasuje do jego sposobu działania - powiedział doktor Andrews. http://www.dobre-opakowania.com.pl Drgnął, zbity z tropu. Po chwili rzucił jej pełne uznania spojrzenie. Rainie ucieszyło, że zdołała go zaskoczyć. – Nie zdawałem sobie sprawy, że to takie widoczne. – Pierce? – Nie nazywaj mnie tak. Tylko moja była żona zwraca się do mnie po imieniu. Wszyscy inni mówią po prostu Quincy. Jak do tego lekarza ze starego programu telewizyjnego. Seryjni mordercy, specyficzne poczucie humoru – wymamrotał. Nie przestawała się w niego wpatrywać. W końcu odstawił szklankę. – Jedna z moich córek – powiedział nagle – jest w szpitalu. – Coś poważnego? – Ona umiera. Nie, to nieprawda – poprawił się. – Właściwie już nie żyje. Nie żyje od czterech tygodni. Dwadzieścia trzy lata. Miała ciężki wypadek samochodowy. Roztrzaskała twarz o przednią szybę. Wiem, bo kazałem policjantom pokazać mi całą dokumentację. –

do strzelaniny. I za każdym razem nie było świadków. Nie sądzę, żeby teraz chciał coś zmienić. Luke pobladł, ale kiwnął przytomnie głową. – Luke, masz kamizelkę? – Tak. – Załóż ją. I dopilnuj, żeby wszyscy zrobili to samo. Sprawdź Rainie aż przewróciła oczami. To był chytry numer, ale mimo wszystko Mitz trochę się wyluzował i w końcu rozsiadł się wygodnie. - Sprawa jest bardzo prosta - powiedział energicznie. - Prowadzę rutynową kontrolę osoby, która mieszkała w tym mieście. Mówię o Lorraine Conner. Wiem, że pracowała w tutejszej policji. - Tak, pracowała. - Mieszkała tutaj? - Tak, mieszkała. - Jak długo? - O...! Bardzo długo. Wiele lat. Z całą pewnością. - Rozumiem. Jej matką była Molly Conner? - Tak, była. - Wie pan, ile Lorraine ma lat?