Czasami podejrzewała, że mama nienawidzi Hotelu St. Charles równie mocno, jak ona i tata go kochają. Może dlatego, że władza mamy tutaj nie sięgała, że mama nie miała tu nic do powiedzenia. Ilekroć próbowała rozmawiać o hotelu, tata odpowiadał jakoś ostro, z gniewem. Nigdy takim go nie słyszała.

- Lepiej włóż na siebie coś więcej. - Daj spokój! Byłam z dzieckiem na dworze. Jest bardzo gorąco. - Mimo to... - zaczął, wskazując na jej szorty. - Powinnaś zostawić trochę miejsca dla mojej wyobraźni. - Spróbuj ograniczyć wyobraźnię - zaproponowała, nalewając herbatę. - To trudne. Kiedy na ciebie patrzę, widzę, jak opierasz się o ścianę, mając na sobie tylko perły. Zarumieniła się, co sprawiło Bryce'owi przyjemność. - To było dawno temu - odparła i zajęła się sprawdzaniem stanu potraw na kuchni. - Sama powiedziałaś, że się nie zmieniłaś. - Chyba skłamałam. - W czym jeszcze skłamałaś? - Co to ma znaczyć? - Zdenerwowała się, lecz w duchu nakazała sobie opanowanie, by nie rozbudzać większej podejrzliwości Bryce'a. - Nie jesteś szczera w sprawach dotyczących swojej przeszłości. - Na pewno chcesz się w nie wtrącać? - spytała, odkładając nóż, który trzymała w ręku. - A co z twoją przeszłością? Czemu opuściłeś tajne służby? - Byłem zmęczony. - Czyżby? Podróże, luksusowe hotele, krótki dzień pracy. To cię tak zmęczyło? - Kiedy spotkałem swoją żonę, tak się stało. - Gładko wypowiedział półprawdę. Gdyby nie Diana. nie zrezygnowałby z pracy. - Nie bierzesz pod uwagę, że mogłem zarobić kulę przy tej pracy - dodał. - A co z twoją rodziną? - Nie mam rodziny - odparła, choć w tej chwili w wyobraźni widziała wizerunki siostry i braci. Bryce dostrzegł w jej spojrzeniu cień bólu. - Jesteś sama? - Tak. To moja decyzja. http://www.dobrabudowa.net.pl/media/ - Spotkać się jeszcze z tobą. - Uparta z ciebie osoba. - Założył ręce na piersi. - Do tanga trzeba dwojga. Tłumaczę ci, że jestem dla ciebie za stary. - A ile ci stuknęło? - zapytała niewinnie. - Czterdzieści? - Hamuj. Dziewiętnaście. - Jezu, staruch. Santos parsknął śmiechem i już w komitywie ruszyli dalej. - Może nie staruch, ale pełnoletni. W przeciwieństwie do ciebie. Poza tym chodzi o coś więcej niż kalendarz. Otworzyła usta, by prosić o wyjaśnienie, ale nie dopuścił jej do głosu. - Gloria, mogę zadać ci pytanie? - Strzelaj. - Dlaczego chcesz się ze mną znowu spotkać? - Dlaczego? - powtórzyła zaskoczona. - Dlatego. - Bo tak ci się podoba? To za mało.

- Rozjaśniam mrok? - Nie. Bywasz gorący albo zimny. - Ten opis bardziej pasuje do twojego temperamentu niż do mojego. Po prostu staram się być uprzejmy. Zmrużyła oczy. - Tak, ale dlaczego? Sprawdź Nie uda się, pomyślała z rezygnacją Gloria. Matki nikt nie zdoła powstrzymać. Nie podzieliła się z Santosem swoimi myślami. Wiedziała, że już wkrótce i tak przekonają się, co kryje przyszłość. Na razie powinna cieszyć się chwilą, zapomnieć o wszystkim, próbować nie myśleć o jutrze. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY Zło znowu ją wzywało. Słyszała wyraźnie jego głuche nawoływania. Odłożyła słuchawkę na widełki i przyłożyła dłonie do uszu. Nie chce tego słuchać. Nie ulegnie. Tym razem nie. Jednak nawoływanie stawało się coraz głośniejsze, dudniło w głowie. Hope zgięła się wpół, osunęła na kolana, dyszała jak zaszczute zwierzę. Zawarła pakt z Ciemnością i teraz będzie musiała zapłacić. Powtarzała w milczeniu słowa modlitwy na przemian z Psalmem Dwudziestym Trzecim. Błagania i obietnice zlewały się w jedno, a ona chwytała się ich kurczowo, byle odepchnąć Zło jak najdalej. - Nie... - szepnęła, zaciskając pięści. Zawsze kiedy z całych sił opierała się Bestii, nawoływanie powoli cichło, a dudniący głos w końcu milkł. Podobnie stało się teraz. Długo jeszcze klęczała, wyczerpana stoczoną właśnie walką. Serce przestało tłuc się w piersi, oddech uspokoił. Otarła pot z czoła. Była bezpieczna. Raz jeszcze pokonała Bestię. Podniosła się niepewnie, podeszła do toaletki, usiadła przed lustrem i spojrzała w swoje odbicie. Tak, Bestia odeszła. Z nikłym uśmiechem na ustach rozpuściła włosy i zaczęła je szczotkować. Dwieście pociągnięć szczotką, jak zawsze, od dzieciństwa. Już spokojna, wróciła myślami do tego, co zdarzyło się przed chwilą. Zadzwoniła matka, utyskiwała, że ma kłopoty ze zgromadzeniem ostatniej raty, dopytywała się, czy Hope rzeczywiście potrzebuje całej sumy. Mówiła też, że księgowy, który prowadzi jej rachunki, przestrzegał ją i radził, żeby nie pozbywała się wszystkich aktywów.