sobą, ona jednak wbiegła do kuchni i wzięła komputer.

Ale czy to miało jakikolwiek sens? W przeddzień wyjazdu do Wyomingu wciąż nie była pewna, czy powinna tam jechać. Nie widziała tego człowieka od lat. – Mamo? – odezwała się jej córka z niepokojem w głosie. Lucy nawet nie zauważyła, kiedy Madison wycofała samochód i wyjechała na główną drogę. – Świetnie ci idzie – powiedziała machinalnie. – Po prostu myślałam o czymś. – O czym? Chodzi o moją jazdę? – Nie, skąd! – Bo jeśli denerwujesz się, jeżdżąc ze mną, to mogę znaleźć kogoś innego, kto będzie mnie uczył. – Wcale się nie denerwuję. Tylko nie spuszczaj oczu z drogi. – Przecież patrzę – zdenerwowała się Madison, ściskając kurczowo kierownicę. Lucy uświadomiła sobie, że przestraszyła córkę. – Madison, to ty prowadzisz. Nie możesz sobie pozwolić na to, żeby się rozpraszać. – Wiem. To przez ciebie. Lucy wstrzymała oddech. Przez cienki materiał szortów na http://www.dobrabudowa.info.pl/media/ mu stufuntowy banknot. - Jak to brzmi, Gibben? - Jak anielski śpiew, milordzie - odparł mężczyzna z szerokim uśmiechem. Sinclair wręczył mu pieniądze. - Kamerdyner ma na imię Milo. Powiedz mu, że pojechałem do Althorpe i że zapłatę dla ciebie znajdzie w dolnej szufladzie mojego biurka. - Dobrze, milordzie. - Jeśli dotrzesz do Grafton House bez tego człowieka, znajdę cię, Gibben. Mężczyzna uśmiechnął się od ucha do ucha i schował banknot do buta. - Odstawię go na miejsce, milordzie. Najwyżej

przy drodze. Rwała je całymi garściami, wyciągała z ziemi z korzeniami. Stokrotki i margerytki, a także kilka dziwnych czerwonych kłosów, których nazwy nie znała. Gdy już miała ich całe naręcze, pobiegła do samochodu. Tam gorączkowo odnalazła papier i długopis. Nie. Trzeba to było zrobić porządnie. Rzuciła kwiaty na Sprawdź że jest również kobietą, którą jakiś mężczyzna mógłby uznać za atrakcyjną i która również by go pragnęła. A przecież miała zaledwie trzydzieści osiem lat. – Boże drogi – westchnęła nagle, bardzo poruszona. – Skąd mi się wzięły takie myśli? Wiedziała, skąd. Sprawiła to bliskość Sebastiana, jego dotyk, gdy pochwycił ją pod drzewem. Co za bzdura, pomyślała i skrzywiła się z niesmakiem. Trzeba zachować zdrowy rozsądek. To właśnie wyważone, racjonalne podejście do życia pozwoliło jej jakoś przetrwać ostatnie trzy lata. Nie zamierzała teraz, i to z powodu jednego dotyku, tracić nad sobą kontroli. Zarzuciła na ramiona czarny satynowy szlafrok obszyty koronką,