mógł to zrobić.

jaką w nim rozpaliła, przeciągając się leniwie w słońcu. Rozwiązanie samo mu się nasunęło. W stolicy wszystkie pracujące dla niego nianie nosiły mundurki. Taki mundurek można zamówić przez Internet na stronie www.eleganckiemanie.com. Strój niani składał się ze świeżo wyprasowanej niebieskiej sukienki z białym kołnierzem i białymi mankietami oraz z białych pończoch i białych, sznurowanych butów. To było. rozwiązanie dręczącego go problemu! Ubierze pannę Tyler w mundurek! To musi zadziałać! - Panno Tyler, zechce pani wstąpić do mojego gabinetu? Willow zamarła bez ruchu. Przez resztę dnia doktor Galbraith unikał jej jak ognia. Miała nadzieję, że uda się jej zniknąć w sypialni bez konieczności rozmowy z nim. Najwyraźniej nie miała szczęścia. Scott wyglądał na równie zmieszanego jak ona, co odrobinę poprawiło jej samopoczucie. - Chciałem pani powiedzieć, że gosposia, którą zatrudniłem, a która będzie również sprawować funkcję kucharki, rozpocznie pracę jutro z rana. Do jej zadań należeć będzie sprzątanie, oprócz prania ubrań pani i dzieci oraz sprzątania pani http://www.dentystawroclaw.edu.pl/media/ Clemency siedziała w salonie z panią Stoneham i prze¬glądała w Morning Post rubrykę „Zgubiono - znaleziono”. Kuzynka odłożyła specjalnie dla niej ten numer, zamierzając pokazać go w niedzielę. Z wielką ulgą powitała jej wcześ¬niejszą wizytę, jako że wiadomość bardzo jej ciążyła. Będąc kobietą czynu, nie mogła znieść tego stanu niepewności. - Kuzynko, czy twoim zdaniem nie kryje się tu jakiś podstęp? - spytała ostrożnie dziewczyna. O ile dobrze pamiętała, pan Jameson nie był typem człowieka, do którego mogła się zwrócić. - Możliwe - odparła kobieta po namyśle. - Jednak nie widzę powodu, abyś od razu podawała mu swój adres. Możesz poprosić, by pisał do ciebie na numer skrzynki pocztowej albo zamieścił następne ogłoszenie. Clemency zastanowiła się. Dziwne, ale zdała sobie sprawę, że mimo pojawienia się szans na pojednanie, nie jest pewna, czy tego właśnie chce. Jeśli pominąć obawy przed panem Baverstockiem, którego zabiegi, zdaje się, ustały, zaczynała jej się podobać nowa praca. Nigdy by o tym nie pomyślała, ale jako guwernantka zyskała wolność, której dotychczas nie doświadczyła. W Candover Court, gdzie nikt nie wiedział, kim jest, czuła się potrzebna i doceniana. Zapracowała sobie na to u Arabelli, pani Marlow, i, jak sądziła, nawet u markiza. Nauczyła się też, że guwernantka oprócz obowiązków ma również pewne prawa. W domu jej powinnością było składanie wizyt wraz z matką i odkurzanie w salonie francuskiej porcelany. Nie miała jednak żadnych praw. Wciąż musiała być do dyspozycji matki, nieprzerwanie na służbie, skazana na ciągłe kaprysy. W Candover Court zauważono jej wkład w edukację Arabelli, a nawet w zorganizowanie ostatniego pikniku. Nie wierzyła, by matka doceniła tak kiedyś jej pracę. - Wiesz co, kuzynko Anne, to dziwne, ale wydaje mi się, że nie mogłabym już wrócić do domu na dawnych warunkach - odparła w końcu Clemency. - Naturalnie nie chcę być do końca życia guwernantką, jednak doświadczyłam niezależ¬ności i chyba nie potrafiłabym już się bez tego obejść. Bessy miała rację, pomyślała pani Stoneham, patrząc z czułością na młodą kuzynkę. Ta przygoda dobrze jej zrobiła. Jest w niej nowa pewność siebie, w każdym słowie słychać zdecydowanie. Pani Stoneham byłaby wielce zaniepokojona wiedząc, jaką rolę w tej przemianie odgrywa markiz. Jednak zadowo¬liła się informacją, że pan Baverstock otrzymał należną nauczkę, i nie wnikała głębiej w szczegóły. - Moja droga, a może napisałabyś do pana Jamesona, że czujesz się dobrze i jesteś szczęśliwa, mieszkasz zaś za pół darmo u przyzwoitej rodziny. Lepiej negocjować z mocnej pozycji. - Zapewne mogłabym tak zrobić - westchnęła dziewczyna. - Nie zabrzmiało to zbyt entuzjastycznie - zauważyła kuzynka.

Niestety, spełniły się najgorsze przeczucia Clemency. W czwartkowy wieczór siedziała w salonie ze spuszczoną głową i wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w swoje hafty, starając się powstrzymać drżenie rąk. A zatem wszystko zostało uzgodnione, jak powiedziała matka. Ma się odpowiednio uczesać - mama zaprosiła w tym celu swoją fryzjerkę Adelę - i włożyć tę okropną różową suknię z jedwabiu. Ponadto dowiedziała się, że nawet ciotka markiza pochwala ten związek, a Clemency powinna być wdzięczna matce i bez względu na wszystko zgadzać się z każdym słowem markiza. A jeżeli przyszłoby jej do głowy sprzeciwić się tym życzeniom, ciągnęła pani Hastings-Whinborough, wyczuwając wrogość córki, lecz nie pozwalając jej wyrazić swojego zdania, już wkrótce tego pożałuje, ona bowiem nie zechce mieć nic wspólnego z tak wyrodną córką. Dla opamiętania się odeśle ją wtedy do Barnet, do ciotki Whinborough. Na te słowa Clemency spojrzała z przerażeniem na wykrzywioną triumfalnym uśmiechem twarz matki. Ciotka Whinborough prowadziła pobożny, niemal ascetyczny tryb życia i była znana z surowości i nieugiętości charakteru. Clemency pamięta do dzisiaj jedyną wizytę w jej domu, gdy zobaczyła skuloną w kuchni, posiniaczoną dziewczynę, pobitą z jakieś błahej przyczyny. Na prośbę Clemency interweniował w tej sprawie ojciec i zagroził ciotce wstrzymaniem wy¬płacania jej pensji, jeżeli nie zaprzestanie maltretowania służby. Ciotka Whinborough nigdy nie zapomniała Clemency tego incydentu i matka doskonale o tym wiedziała. - Clemency, słuchasz mnie? Sprawdź ziarnko dobra. - W takim razie nie wolno ci się poddawać. Biedne maleństwa nie tak dawno straciły matkę, nic więc dziwnego, że walczą z każdym, kto próbuje zając jej miejsce. Musisz pomóc im uporać się z bólem, jak również znaleźć miejsce dla siebie w ich zranionych, małych serduszkach. - Dzień dobry, panno Tyler. - Dzień dobry, doktorze Galbraith. Scott oparł się wygodnie o kuchenny blat. Trzymając w dłoni kubek z poranną kawą, uważnie przyglądał się nowej pracownicy, która przed chwilą weszła do kuchni. Willow z trudem łapała oddech. Niemniej jednak nie uszło jej uwadze, że miejsca przy kuchennym stole są puste, a talerze