Montoya domyślał się, że policja już pytała o Fernanda, więc wolał nie rzucać się w oczy.

lat nie dają ci spokoju: poczuciem winy. Czujesz się winny, że ty żyjesz, a ona nie. – Czy to opinia zawodowa? – Nie ma w tyra nic zawodowego. To zdrowy rozsądek. – Rozejrzała się dokoła, odsunęła talerz z sałatką. – Posłuchaj, jeśli musisz, to jedź. Dojdź do tego. Bo sam wiesz, że starałam się być nastawiona pozytywnie i pomocna, ale to ciebie zżera od środka. Więc jedź. Dowiedz się, o co chodzi. To oczywiście ważne. Ale dla mnie ważniejsze, żebyś się w końcu uporał z przeszłością i o niej zapomniał. Poczuł pulsowanie w skroni. – Jeśli nie chcesz, żebym jechał... – O nie, nawet się nie waż. To twoja sprawa, nie moja. Jeśli uważasz, że powinieneś to zrobić, zrób to. – Wydawało mi się, że chciałaś, żebym się otworzył i powiedział ci, co mnie gnębi. – Owszem – przyznała i umilkła, gdy kelner serwował przystawki. – Naprawdę chciałam wiedzieć, ale liczyłam, że stanie się to trochę wcześniej. To znaczy, zanim w głębi duszy spakowałeś manatki i poleciałeś do Kalifornii. – Powiedziałem już, że jeśli nie chcesz, żebym jechał, to mi powiedz. Zawahała się i pochyliła nad stołem. – Nie, Rick. Jedź. Byliśmy szczęśliwi, prawda? Ale we mnie zawsze był cień wątpliwości. A w tobie – poczucie winy. Gdyby Jennifer nadal żyła, być może wcale nie http://www.cm-uj.pl cera przybrała niebieskawy odcień. Bentz poczuł falę żółci w gardle i przyglądał się zwłokom z niedowierzaniem. Na stole nie leżała Jennifer. Patrzył na martwą Fortunę Esperanzo. Rozdział 31 To nie Jennifer – powiedział Bentz. Słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. Niczego już nie wiedział. Co to ma znaczyć? Fortuna? Nie żyje? O, cholera! Hayes gwałtownie podniósł głowę, – Co? – To nie jest kobieta, za którą biegłem. To Fortuna Esperanzo. Jennifer kiedyś pracowała z nią w galerii sztuki w Venice Beach. – Ta tutaj? – Hayes wskazał zwłoki. – To jest Esperanzo? – Tak. – Bentz oparł się o ścianę i na moment zamknął oczy, gdy po chwili otworzył je ponownie, wrócił koszmar.

– Tak. Uznałem, że powinnaś wiedzieć. Dowiedzieć się o tym ode mnie. O Jezu, Liwie, co za bałagan. – Westchnął i wyczuła jego znużenie. – Zadzwoniła do mnie Lorraine, siostra przyrodnia Jennifer, z informacją, że widziała ją przed swoim domem. Przyjechałem tu i znalazłem zwłoki Lorraine. Morderstwo. – Boże drogi – szepnęła O1ivia. Jedną ręką przyciskała słuchawkę do ucha, drugą tuliła kołdrę do piersi. To niemożliwe. Nie! – Jennifer? – zapytała, choć w głębi serca znała już Sprawdź – Przed kimś, kogo znała przed tobą. – Alan Gray? – Ciekawe, dlaczego to on pojawia się przy każdej rozmowie. – Nie pamiętam... – Zawahała się, oparła o samochód. – Chociaż może masz rację, może o niego chodziło. Kiedyś, gdy wypiłyśmy o kilka martini za dużo, Jennifer powiedziała, że wyszła za ciebie, bo Alan ma w sobie żyłkę okrucieństwa. Że jest zaborczy, że kilka razy przykuł ją kajdankami do łóżka i nie pozwalał wyjść. Kiedy wytrzeźwiał, przepraszał, ale ona nigdy mu nie wybaczyła. Ani nie zapomniała. Bentz nawet się nie poruszył. Ogarnęła go wściekłość. Na Graya. Na byłą żonę. Nigdy mu o tym nie opowiadała. Czy to prawda? A może tylko naprędce sfabrykowane kłamstwo, by wzbudzić współczucie i wyjaśnić, dlaczego odrzuciła multimilionera i wyszła za policjanta? Nie wiedział. Zrozumieć Jennifer to jak iść po ruchomych piaskach; nigdy nie wiesz, na czym stoisz.