Widziała, że jest na nią zły, lecz nie mogła go winić.

namiętnie. Aż zagryzł wargę, czując, że ta złość go zaraz rozsadzi. Książę był tylko jego! Co ten blondyn robi z Adamem?! Jakim prawem?! Mężczyzna odsunął się od bruneta, łapiąc za kurtkę. - Będę później – powiedział, odwracając się i mijając chłopaka z pełnym triumfu uśmiechem na ustach. Przynajmniej tak to zinterpretował Krystian, w którym aż kipiało ze złości. Książę oparł się nonszalancko o framugę, przyglądając się blondynowi z uniesioną brwią. Chłopak przełknął nerwowo ślinę, próbując jakoś poukładać sobie w głowie szalejące myśli. - Um, cześć – powiedział na początek. Jakoś w końcu trzeba było zacząć. Ale Adam się nie odezwał, kiwnął jedynie głową, wciąż spoglądając na niego i wyczekując wyjaśnień. – Bo… Po wczoraj… Naprawdę musimy tu o tym rozmawiać? – spytał zażenowany. Nie chciał, aby ktokolwiek oprócz księcia to usłyszał. Adam spojrzał w głąb mieszkania, zagryzając wargę i zastanawiając się czy może obcego wpuścić do mieszkania Filipa. - Tylko do przedpokoju – burknął, przepuszczając go w drzwiach. Zastanawiał się, czego dzieciak mógł od niego chcieć. Chłopak zamknął za sobą drzwi i stanął zgarbiony, wpatrując się w swoje buty. Wyglądał jak ostatnia sierota. – To czego chcesz? – ponaglił. - Bo… - nie potrafił tego z siebie wydusić. – Po wczoraj… - spojrzał na niego, http://www.chorobynerek.com.pl/media/ Wybrał więc najmniejszy kawałek ciasta, a w międzyczasie mama Karola przysiadła na fotelu naprzeciwko. - I jak tam ci idzie w pracy? – zagadała kobieta. Blondyn uśmiechnął się, potakując. - Bardzo dobrze. Marta jest miła i klienci z reguły też. Znalazłem chyba pracę, którą wykonuję z przyjemnością – wyznał, wkładając do buzi bardzo małą porcję ciasta i wolno ją przeżuwając. Gdzieś wyczytał, że dzięki temu szybciej się trawi. - Och, to bardzo dobrze! Mama jest z ciebie pewnie dumna! - Chciałbym się przeprowadzić, zacząć żyć na własny rachunek – wzruszył ramionami. – Pyszne – wskazał na ciasto z truskawkami. Nagle w mieszkaniu rozległ się dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, a następnie mała krzątanina w przedpokoju. - Karol przyszedł – powiedziała do Krystiana, po czym odwróciła się na fotelu w

ROZDZIAŁ TRZECI Bella mogła bez przeszkód poruszać się po pałacu i przylegających do niego terenach. Każde jej życzenie było od razu spełniane. Jeśli o trzeciej nad ranem naszła ją ochota na filiżankę gorącej czekolady, mogła śmiało o nią poprosić. Nie dość, że jako specjalny gość księcia mogła korzystać ze wszystkich pałacowych luksusów, to jeszcze przysługiwało jej prawo do posiadania osobistej ochrony. Towarzyszących jej ochroniarzy uznała za drobną niewygodę, gdyż przy swoim doświadczeniu i talencie mogła bez trudu wywieść ich w pole. Gdy więc oni myśleli, że siedzi zamknięta w swoim pokoju, ona była w zupełnie innym miejscu. Jednak życie pod ciągłą obserwacją rodziło pewien poważny problem. Otóż Bella nie mogła swobodnie kontaktować się ze swoimi łącznikami na zewnątrz. Korzystanie z pałacowej linii telefonicznej w ogóle nie wchodziło w grę. Przy takiej ilości numerów wewnętrznych istniało ryzyko, że nawet zaszyfrowana rozmowa zostanie podsłuchana. Bella rozważała nawet możliwość użycia własnego nadajnika, lecz szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Jej sygnał mógł zostać łatwo namierzony, a ona nie po to poświęciła dwa lata na przygotowania, by w kluczowym momencie operacji dać się złapać z winy głupiego elektronicznego gadżetu. Zresztą zawsze uważała, że najważniejsze rozmowy powinno odbywać się w cztery oczy. Po dwóch dniach od przyjazdu do Cordiny wysłała list. Na kopercie widniał adres fikcyjnej osoby, w rzeczywistości zaś list miał dotrzeć do angielskiej komórki organizacji Blaque’a, która gęstą siatką oplatała całą Europę. Gdyby z jakichś względów został przechwycony i otwarty, niepożądany czytelnik dowiedziałby się, że Cordina to piękny kraj, a pogoda jest to cudowna. Jednak ci, w których ręce miał trafić, od razu wiedzieliby, jak rozumieć tych kilka banalnych zdań, w których Bella zaszyfrowała ważne informacje. Prócz swojego imienia i rangi podała datę, godzinę i miejsce spotkania, które chciałaby odbyć z członkiem lokalnej komórki. Napisała, że na dany sygnał stawi się w umówionym miejscu. Sama. Sprawdź - Nie każesz im przestać? - spytała ze zdumieniem. - Owszem, jeśli sytuacja będzie tego wymagać. Nie wcześniej. I z pewnością nie na twoje żądanie. Zamarła. Michaił wydmuchnął kłąb dymu w jej kierunku i zaśmiał się, kiedy zaczęła kasłać. Becky poczuła, że kipi w niej gniew. - Nie znam zwyczajów twojego kraju, kuzynie, ale w Anglii nie pali się w domu. To grubiaństwo. - To mój dom - odparł spokojnie. To przypomnienie o nowej sytuacji, w jakiej się znalazła, zbiło ją z tropu. Michaił mówił prawdę. Nie liczyło się, że mieszkała w Talbot Old Hall przeszło dziesięć lat, a on przybył tu dopiero dwa tygodnie temu. Był spadkobiercą dziadka i dom należał do niego, a ona również. Musi być ostrożna. Odstąpiła krok do tyłu. Michaił uśmiechnął się szeroko.