- Dobrze, już dobrze.

- Pozwolę ci wygrać. Wicehrabia przeciął powietrze rapierem. - Dość tych twoich głupich gier. W sali rozbrzmiały szepty. Właśnie narodziły się kolejne plotki. Mimo to Balfour zachował uśmiech na twarzy. - Po prostu muszę zamienić z tobą słowo. Robert rzucił maskę na podłogę. - Nie chcę z tobą rozmawiać. No tak, koniec z uprzejmością. Zagrodził przyjacielowi drogę. - Jeśli będziesz się wzbraniał, najpierw zbiję cię do nieprzytomności, a później i tak porozmawiamy. Czy to jasne? Wicehrabia spiorunował go wzrokiem i odłożył broń. - Wyjdźmy na zewnątrz. Lucien zaczekał, aż Robert weźmie swoje rzeczy, i podążył za nim ku schodom. Przyjaciela najwyraźniej coś gryzło. Choć jego gniew nie robił na nim takiego wrażenia jak gniew Alexandry, jednakowoż go martwił. Odkąd zbudziło się w nim sumienie, dochodziło do głosu w dowolnym momencie, nawet niedogodnym. - No, dobrze, słucham. Co takiego ważnego masz mi do powiedzenia, Kilcairn? - Rose się zadręcza, że bardzo wcześnie opuściłeś przyjęcie i wyglądałeś na zdenerwowanego. Nadepnęła cię w walcu? http://www.blacha-trapezowa.info.pl powierzchowności, w wieku od siedemnastu do dwudziestu dwóch lat. Jeśli kobieta nie znalazła męża do czasu ukończenia dwudziestego drugiego roku życia, widocznie miała jakiś defekt, umysłowy lub fizyczny. Był pewny, że w pannie Gallant wkrótce jakiś znajdzie. - Kobiety. Tak, milordzie. Ale... w jakim celu? - Małżeństwa, panie Mullins. Proszę mi dostarczyć listę rano, żebyśmy mogli zacząć eliminację. Zostawił osłupiałego doradcę i wrócił na górę. Wimbole już udał się na spoczynek, dom był pusty i cichy. Dotarłszy do swojego apartamentu, zwolnił lokaja i rozebrał się. Nalał sobie brandy i wychylił ją jednym haustem. Jeszcze długo w noc siedział po ciemku i patrzył na księżyc, ale widział tylko turkusowe oczy. Kiedy rano Bartlett zapukał do drzwi, a następnie wszedł bez pytania do sypialni, Lucien spał dopiero od dwudziestu minut.

- Doprawdy? - Tak. Gdybyś zadał sobie trud i normalnie z nią porozmawiał, sam byś się przekonał. Dostrzegłszy wyraz oczu Kilcairna, Alexandra zrobiła krok do przodu, zasłaniając panie Delacroix przed jego wzrokiem. - Cóż, skoro już tu jesteśmy i wszyscy lubimy historię, kontynuujmy zwiedzanie. Właśnie miałyśmy przejść do części afrykańskiej, milordzie. Sprawdź - Nie lubiła, kiedy podróżowałeś? - Nie potrafiła być sama. Wolałbym jednak o niej nie mówić - rzekł. A w każdym razie nie z tobą, dodał w myślach. Klara ze zrozumieniem skinęła głową. Właśnie dlatego nigdy nie wyszła za mąż. Większość jej kolegów i koleżanek też była samotna lub rozwiedziona. Nie bywali w domu, gdy byli tam potrzebni, więc ich żony i mężowie nie mogli tego zaakceptować na dłuższą metę. Jeszcze raz spojrzała w okno, by spostrzec, jak nocny ptak poluje na rybę. Widok ten zapierał dech w piersiach. - Co obserwujesz? - zainteresował się. - Nocne łowy - odparła. Przysiadł się do niej i popatrzył przez szybę. - To jastrząb - powiedział, a potem odstawił na stolik kieliszek z winem. - Tę małą łódkę dostałem, gdy miałem szesnaście lat - ciągnął, popatrując w okno. - Znam każdy zakątek rzeki, - Kiedy ostatnio pływałeś? - Dawno temu - westchnął. - Może chciałbyś sobie przypomnieć, jak to jest? Oczywiście jacht byłby wygodniejszy. - Ale z łódki lepiej widać życie rzeki. Klara była myślami gdzie indziej. Bryce musnął palcami jej włosy i przesunął je ku szyi. Czując jego dotyk, zesztywniała i szczelniej otuliła się szlafroczkiem.