Mark popatrzył na nią ze zdumieniem. Naprawdę my¬ślała, że leciał przez pół świata specjalnie po to, żeby do¬glądała drzew w jego księstwie? Że właśnie w tym celu błą¬kał się po australijskim buszu w galowym stroju?

- Więc skoro już jesteś, bądź konsekwentna do końca. Sprostaj wyzwaniom, zamiast chować się po kątach jak dziecko, tylko dlatego, że boisz się iść na elegancką kolację. Tammy zerwała się na równe nogi, zła jak osa. - Nie boję się! Potrafię się zachować wśród takich jak ty, nie myśl sobie. - Tak? To czemu nie chcesz do nas zejść? - Bo jestem śpiąca po podróży. - Ciekawe. W samolocie spałaś przez całe sześć godzin. - Wcale nie. - Spałaś - powtórzył, a w jego oczach zamigotało roz¬bawienie. - Wiem coś o tym. Oparłaś głowę na moim ra¬mieniu, więc nie mogłem się ruszyć. Do tej pory mam zesztywniały kark, a do tego plamę na koszuli, bo pieluszka Henry'ego przesiąkła... Jest więc dowód. - Na pewno nie spałam z głową na twoim ramieniu. Zmyślasz! W ogóle cała ta rozmowa jest bez sensu. - Z tym akurat się zgadzam. - Zerknął na zegarek. - Kolacja zostanie podana za kwadrans, przedtem Ingrid i ja wypijemy w salonie małego drinka. Będzie mi miło, jeśli do nas dołączysz. - Nie mam najmniejszej ochoty... - Ani ja. A jednak obowiązki należy wypełniać. Skoro ja mogę, to ty też. - Kiedy nawet nie mam co na siebie włożyć! Uśmiechnął się. - Sama jesteś sobie winna. Ja chyba coś mówiłem na ten temat. Tammy wściekła się. - Świetnie! Przyjdę w tych łachach i skompromituję się przed wszystkimi, bo ewidentnie na tym ci właśnie zależy! Na tym, żebym się ośmieszyła! Proszę bardzo! A teraz wyjdź stąd! - Ale... - Wyjdź z mojego pokoju! http://www.autyzmpomoc.org.pl - To był smutny dzień - westchnął Mały Książę. - Dlaczego? - spytała Róża. Mały Książę nie odpowiedział od razu. - Dorośli naprawdę są bardzo dziwni, przynajmniej niektórzy. Jak mogą żyć nie mając przyjaciela i nie będąc dla kogoś przyjacielem?... To smutne, że nikt nie chce przyjaźnić się z kimś biednym, brzydkim czy słabszym od siebie. Dlaczego nikt takich ludzi nie potrzebuje? -mówił Mały Książę jakby do siebie. Róża rozumiała jego smutny nastrój i postanowiła go pocieszyć. - Jutro też jest dzień - powiedziała ciepło. - Pochyl się nade mną... - Chcesz mnie jeszcze gdzieś zabrać - spytał zdumiony Mały Książę. - Nie - odparła Róża uśmiechniętym szeptem. - Chcę ci powiedzieć coś ważnego... Mały Książę pochylił się nad Różą, a ona, lekko zakołysawszy łodygą, musnęła płatkami usta Małego Księcia. Sprawiła przez to, że Mały Książę uśmiechnął się, a to właśnie było jej celem. Mały Książę jednak wciąż czekał na to, co obiecała mu powiedzieć.

- Dzięki, stary - mruknął. - Sam widzisz, że musisz spędzać więcej czasu z ciocią Tammy. Ona nauczy cię ładnie jeść. Jego myśli znów pobiegły do niej. Co ona powiedziała? Że zakochała się w nim? Musiało się jej coś przywidzieć... A jeśli nawet naprawdę tak było, to będzie musiała się od-kochać. Trudno. Henry upuścił biszkopcik na dywan i rozpłakał się. Mark gorączkowo zaczął go uspokajać. - Już dobrze, zaraz damy ci drugi, zobacz tu jest bisz¬kopcik, no masz. - Otarł chłopczykowi buzię i uśmiechnął się z lekkim zawstydzeniem. - No dobra, przyznaję się. Ja¬ koś tak mi zapadłeś w serce. Ale nie mów nikomu, co? Jutro odwiozę cię do cioci i... I niech tak już zostanie. Nie mogę się ciągle z nią spotykać. Muszę się trzymać na dystans, rozumiesz? Nie miał pojęcia, że jego pragnienie utrzymania dystansu spełni się szybciej, niż przypuszczał. Zaledwie pół godziny później Tammy weszła na pokład samolotu lecącego do Au¬stralii. Sprawdź rozlała się tylko na rozłożonej na podłodze folii. Sprzątania nie było więc zbyt wiele. Pech jednak chciał, iż list spadł na rozlaną farbę i to stroną, gdzie na kopercie były informacje o nadawcy. Farba była szybkoschnąca i niemożliwe już było usunięcie jej z koperty, więc do dziś nie wiem, od kogo ta przesyłka. Ostrożnie otworzyłem zabrudzoną kopertę i wyjąłem z niej zawartość. Był to plik kartek, które tak intensywnie przesiąknęły zapachem farby, że bez czytania odłożyłem maszynopis na parapet otwartego okna. Z przyklejonej do folii koperty wyjąłem wszystkie kartki, z wyjątkiem jednej. Farba bowiem przeniknęła przez papier koperty i ta właśnie kartka, przykleiła się do niej w sposób nierozerwalny. Przypuszczam, że była to kartka z wyjaśnieniem, od kogo i dlaczego otrzymałem tę przesyłkę. To jednak nie koniec moich pechowych przygód związanych z tajemniczą przesyłką. Jak już wspomniałem, odłożyłem nieszczęsny maszynopis na parapet, aby choć trochę wywietrzał z niego duszący zapach farby, i zabrałem się za robienie porządku. Najpierw dokończyłem malowanie drzwi resztą farby, która nie zdążyła zaschnąć, a potem ostrożnie złożyłem folię z rozlaną farbą. Nie zauważyłem jednak, że kiedy wychodziłem ze śmieciami z mieszkania, zrobił się niewielki przeciąg i prawdopodobnie kilka kartek z leżącego na parapecie listu wyfrunęło za okno.