- Powiedzieć Lex, że nie wyjdę za ciebie?

- Wiem. Mam nadzieję, że nie będę musiał. Objął ją i pocałował tak mocno, że chwyciła go za szyję, żeby zachować równowagę. Nie przypuszczała, żeby się poddał, ale nie wierzyła również, że wymyślił sposób, jak odwieść ją od wyjazdu. Chętnie spędziłaby z nim resztę życia, ale po prostu nie mogła mieszkać w Londynie. Zbyt wielu ludzi jej tu nie chciało. Przyjęcie nazwiska wpływowego earla Kilcairn Abbey i jego opieki też nie wchodziło w grę ze względu na nią samą oraz na pamięć jej dumnych i niezależnych rodziców. - Funta za twoje myśli - powiedział Lucien cicho. Uśmiechnęła się blado. - Nie są tyle warte. Nie musisz przygotować się do kolacji? Wypuścił ją z objęć i zmarszczył brwi. - Owszem, ale przedtem podwoję lub potroję twoją straż, ukochana. Nie będzie żadnych niespodzianek oprócz tych, które zaplanowałem. Wyglądał na tak przejętego, że nie zdołała powstrzymać się od śmiechu. - Zapewniam cię, że nigdzie się stąd nie ruszę. Słowo. Robisz dzisiaj dobry uczynek, Lucienie. Rose jest bardzo szczęśliwa. - I okazuje to wszem i wobec. - Posławszy jej ostatnie spojrzenie, ruszył do drzwi. - Nazywa mnie swoim bohaterem, wyobrażasz sobie. - Pytanie brzmi, czy lubisz być bohaterem? Zatrzymał się w progu. http://www.agamaprzychodnia.pl/media/ - To potrwa tylko chwilę. Bryce wszedł do pokoju córeczki i zastał w nim nową nianię z dzieckiem na ręku. - Przepraszam, że pana obudziłyśmy. Mała ciągle płacze. - Wiem. Proszę wrócić do swego pokoju. Sam się nią zajmę - rzekł, biorąc Karolinę. Opiekunka szybko wyszła. Bryce usiadł na fotelu i przytulił dziewczynkę, która ciągle pochlipywała. Nie mogła zrozumieć, czemu kobieta, która zachowywała się jak jej matka, odeszła. Bryce uznał, że sam ponosi za to winę. Klara mu zaufała, a on wszystko zepsuł. Wykreślił ją ze swego życia. Zawsze była niezależna. Przez lata sama troszczyła się o siebie. Była w stanie rozwiązywać własne problemy. Setki razy zastanawiał się, gdzie teraz była i co robiła. Zostawiła go, nim zdążył wyjść z sypialni. Potem zobaczył, jak z twarzą zalaną łzami odjeżdżała sprzed domu. Na stole w kuchni znalazł krótki list z informacją, że zadzwoniła do agencji zatrudniającej opiekunki do dzieci i że agencja przyśle kogoś na jej miejsce następnego dnia rano. Jakby można było ją tak łatwo zastąpić. Jego nudne życie musiało być dla niej nieatrakcyjne. Klara zatrzymała się i po prostu patrzyła na swoją rodzinę. Chciała biec, ale zmusiła się, by spokojnie podejść do furtki, która przy otwieraniu zaskrzypiała jak za dawnych czasów, co sprawiło, że kilka twarzy zwróciło się w kierunku, z którego nadchodziła. - Misiaczek? - spytał Michael, a ona skinęła głową. Brat chwycił ją w ramiona. Potem dołączyła do nich Cassie. Klara zaczęła płakać z radości. Nie wiedziała, co powiedzieć, gdy pojawił się Richard. - Przepraszam - wymamrotała, a on mocno ją przytulił.

- Prawda. - Gloria obojętnie wzruszyła ramionami. - Niektórzy ludzie są kompletnie wyprani z poczucia humoru. Dziewczyna zwana Missy parsknęła śmiechem. - Chciałabym widzieć jej minę, kiedy zobaczyła cię w kaplicy, jak siedzisz rozparta w ławce, z romansem na kolanach i pogryzasz komunikanty. - To było dobre - przyznała Gloria, przerzucając włosy przez ramię. - Gorzej, że zabrała mi książkę akurat wtedy, kiedy zaczęły się momenty. Missy pokręciła głową. - Zaczynasz przesadzać. Jeść hostię, ot tak sobie... To chyba grzech, nie? Sprawdź - Tak. - No więc... och, może nie powinnam mówić. - Proszę powiedzieć, madame. - Tak, tak, ma pan rację. Milordzie, obawiam się, że mój siostrzeniec przez cały czas drażnił się z panem. On sam chce ożenić się z Rose. Lord Belton zbladł. - Pani żartuje. Fiona przyłożyła dłoń do serca. - Nie umiałabym być tak okrutna. Lucien kilka dni temu poinformował mnie o swojej decyzji, zresztą zgodnej z wolą mojego drogiego męża. Planował dziś ogłosić zaręczyny, w pańskiej obecności, ale w końcu doszedł do wniosku, że ten wieczór powinien należeć wyłącznie do Rose. Ciągnęłaby dalej, ale sądząc po nieobecnym wyrazie jego twarzy, wicehrabia przestał