wspominaniu jego pocałunków. Śmiała propozycja już nie wydawała się taka oburzająca.

- Opowiedziałem o sobie. Teraz pani kolej, Alexandro. A już się łudziła, że zapomniał o umowie. - W porównaniu z pańską moja historia jest prosta. - Zamieniam się w słuch. - Nie spodziewam się zmiękczyć pańskiego serca. - Nie mam serca. Proszę mówić. Próbowała się odsunąć, ale trzymał ją mocno. - Dobrze. Moja matka Margaret Retting zakochała się w malarzu i wyszła za niego za mąż. Jego dziadek wprawdzie był hrabią, ale prowadził skromne życie. Mój wuj nosił już wtedy tytuł diuka i dla niego Christopher Gallant nie istniał. Od razu wydziedziczył swoją siostrę. Lucien pogłaskał jej dłoń. - Rodzice uparli się, żeby mnie wykształcić, skoro nie mogłam liczyć na rodzinny majątek. Zapisali mnie do Akademii Panny Grenville i dwa lata później oboje umarli na zapalenie płuc. Wydałam wszystkie oszczędności na ich pogrzeb i spłacenie długów. Poczuła ściskanie w gardle, jak zawsze, gdy wspominała sprzedaż biżuterii matki i pięknych obrazów ojca za ułamek ich wartości. - A wuj nie chciał pani pomóc finansowo. To nie było pytanie, ale potrząsnęła głową. - Napisałam do niego, bo zabrakło mi pieniędzy na dalszą naukę. Odpisał, lecz nawet http://www.abc-medycyny.edu.pl/media/ - Im bardziej się spóźnimy, tym lepiej. Taka teraz jest moda - rzucił spokojnym tonem. Odetchnęła z ulgą. Może tego wieczoru postanowił zachowywać się uprzejmie. Po pamiętnym pocałunku chętniej niż zwykle rozstrzygała wątpliwości na jego korzyść. 6 Lucien zastanawiał się, czy nie pojechać do Howardów konno. Nie musiałby przez całą drogę wysłuchiwać paplania pań Delacroix. Myśl była kusząca, lecz jeszcze bardziej nęcąca była perspektywa spędzenia z panną Gallant pół godziny w ciasnym wnętrzu pojazdu. Tak więc siedział teraz obok ciotki Fiony, a karoca z turkotem toczyła się ku Clifford Street i Howard House. Pani Delacroix schowała pomarańczowe włosy pod beżowym kapeluszem, a okrągłą figurę zamaskowała wieczorową suknią w kolorach rdzy i beżu. Mogła niemal uchodzić za arystokratyczną matronę... póki nie otwierała ust. Planował powierzyć krewniaczki opiece panny Gallant i gospodarzy, a sam zająć się własnymi sprawami. Nie grą w karty, piciem czy wymykaniem się na cygaro. Oszczędzał te

- Przestań się złościć albo zaraz cię pocałuję. - Nie strasz. - Wcale nie straszę. Klara uśmiechnęła się lekko, jakby chciała mu dać do zrozumienia, że dochowa wszystkich sekretów. Bryce ucałował córeczkę na pożegnanie, rzucił okiem na Klarę, a potem przeniósł spojrzenie na siostrę, która przez cały czas nie spuszczała wzroku z nich obojga. - Życzę wszystkim miłego dnia - rzekł. Sprawdź Hope chwyciła córkę, wpijając palce w jej ramiona. - Nie zobaczysz więcej tego chłopaka. Nigdy. - Potrząsnęła nią gwałtownie, aż Gloria zatoczyła się i straciła równowagę. - Nigdy więcej nie będziesz się nurzać w rozpuście z jakimś satyrem! - Hope! - Philip oderwał żonę od córki. - Na litość boską! Może powinniśmy jej posłuchać. Nigdy wcześniej nas nie okłamała. Może on rzeczywiście... Twarz Hope wykrzywiła się w grymasie wściekłości. - Nic nie wiesz. Jesteś ślepy, zawsze byłeś, gdy o nią chodziło. Pozwolisz więc, że ja się zajmę tą sprawą. Wyślę ją do szkoły, gdzie nie będą tolerowali tego rodzaju zachowań. - Nie. Nigdzie nie pojadę. Nie zmusisz mnie! - Gloria pchnęła matkę, odwróciła się i wybiegła. Słyszała za sobą wołanie ojca, tupot jego nóg, krzyk matki, żeby sekretarka wezwała ochronę. W holu na parterze potknęła się, minęła zaszokowanego portiera i wypadła na ulicę zalaną strugami deszczu. Padało tak strasznie, że w jednej chwili deszcz przemoczył ją do suchej nitki. Obejrzała się przez ramię. Ojciec biegł za nią. - Glorio! - krzyczał - Zaczekaj, wysłuchaj mnie! Jakoś to rozwiążemy! Obiecuję! Po chwili wahania pokręciła głową. Nie chciała mieć już z nimi nic wspólnego. Nie pozwoli im wtrącać się w swoje życie, nie pozwoli się zamknąć w jakiejś strasznej szkole z internatem, nie zgodzi się, żeby Hope rozdzieliła ją z Santosem. Nie bacząc na wołanie ojca, przebiegła przez jezdnię. Była na wysepce przy przystanku tramwajowym, kiedy usłyszała ryk klaksonu i przeraźliwy pisk opon. Odwróciła głowę, by zobaczyć ojca wyrzuconego w górę siłą uderzenia jakiegoś samochodu. Jak przez mgłę doszedł ją własny krzyk, potem wołanie portiera, bezładny bełkot kierowcy. Dobiegła do ojca i opadła na kolana przy jego ciele.