Alexandrze dreszcz przebiegł po plecach na dźwięk aksamitnego głosu. Lecz w

- Jest bardzo miła. Inteligentna. Ma małą restauracyjkę w Dzielnicy Francuskiej. - Ładna? - Jeszcze jak. - Rozbawiony potarł palcem czubek nosa. - Poznałem ją kiedyś, dawno temu... Lily chwilę pomilczała, pokiwała głową. Był jej wdzięczny, że nie pyta o więcej. - Z tego mogłoby coś być - stwierdziła wreszcie. - Zamierzasz spotkać się z nią jeszcze? - Chyba tak. Na pewno. - To dobrze. - Położyła dłonie płasko na kołdrze. - Za dużo pracujesz. Powinieneś mieć kogoś. - Mam ciebie. - Ja jestem stara i chora. Potrzebujesz partnerki. Santos skrzywił się komicznie. - Wolę mojego partnera. - Dziewczyny, towarzyszki - najeżyła się, widząc jego rozbawienie. - Chcę, żebyś był szczęśliwy. - Odwróciła szybko głowę, by ukryć napływające do oczu łzy. - Bóg nie stworzył nas do samotnego życia. Pamiętaj, że na początku byli Adam i Ewa. Dwoje. Santos nachylił się i pocałował staruszkę w czoło. - Nie martw się o mnie. Całkiem nieźle mi się żyje. Jestem szczęśliwy. - Naprawdę? Naprawdę jesteś szczęśliwy? - zapytała z naciskiem. Zrozumiał jej pytanie. Podobnie jak on, nie zapomniała, że kiedyś był pewien swego szczęścia: znalazł ukochaną, znalazł miłość. Czuł od dawna, że Lily obwinia siebie o tamten jego zawód. -Tak, jestem szczęśliwy. - Otulił Lily starannie kołdrą i pochylił się, żeby zgasić nocną lampkę. - A teraz śpij - szepnął - bo nie wstaniesz jutro na poranną mszę. http://www.19ptd.pl - Może tak, ale sytuacja pańskiej siostrzenicy wcale się nie poprawi. Zabiłaby go, gdyby znała jego zamiary. Pocieszał się nadzieją, że ostateczny rezultat ułagodzi jej gniew. Zresztą nie zostawiła mu wyboru. Musiał usunąć barierę, która ich dzieliła. - A dlaczego miałoby mnie to obchodzić? - Ponieważ Alexandra obawia się, że gdy tylko straci pańskie poparcie, lady Welkins spróbuje doprowadzić do jej aresztowania. Diuk milczał przez długą chwilę. Lucien pohamował niecierpliwość. Jeszcze kilka tygodni temu sam by tak postąpił, zwłaszcza gdyby chodziło o Rose. Ostatnio jednak złagodniał, a w dodatku był zakochany w ofierze niesprawiedliwości. - Wszystko dlatego, że jest w Londynie - burknął wreszcie Monmouth. - Ściąga na siebie powszechną uwagę, zwłaszcza że mieszka pod pańskim dachem. - Pochylił się do przodu. - A może w pańskiej sypialni?

Bryce w myślach przyznał jej rację. Wstał z podłogi i sięgnął do klamki. - Zawołaj mnie, gdy będziecie gotowe. Chcę Karolinę położyć do łóżeczka. Klara zanurzyła się z dzieckiem w ciepłej wodzie. Przyszło jej na myśl, iż od czasu rozmowy z Bryce'em o jej przeszłości zachowują się jak rodzina. Wykonywanie wszystkich prac domowych przychodziło jej bez trudności, robiła to bowiem dla istot, które kochała. Nie przejmowała się, że szef w CIA może się niepokoić brakiem kontaktu. Nie miała ochoty wracać do pracy, choć zdawała sobie sprawę, iż taki stan zawieszenia nie może trwać wiecznie. Tym bardziej, że z każdym dniem czuła się coraz bardziej związana z Bryce'em. W połowie jedzenia kolacji, którą Klara dla niego zostawiła, Bryce zdał sobie sprawę, że ona dotąd nie zeszła do kuchni. Poszedł na górę, zajrzał do jej pokoju i uśmiechnął się na widok dziewczyny i dziecka zgodnie śpiących w jednym łóżku. Mała trzymała w piąstce pukiel włosów Klary, jakby broniąc się przed jej odejściem. Bryce rozumiał to uczucie, bliskie jego własnym. Pochylił się, ostrożnie wziął córeczkę na ręce i przeniósł ją do łóżeczka w pokoju dziecinnym, a potem wrócił do Klary. Sprawdź - Widzisz, hotel i rodzina to dwie najważniejsze rzeczy. One wyznaczają, kim jesteś, kim będziesz w przyszłości. Pamiętaj o tym, bo tego nikt ci nie zabierze. Gloria postanowiła zapamiętać słowa ojca na zawsze. ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Gloria obudziła się nagle. Nie otworzyła oczu, ale wiedziała, że obok jej łóżka stoi matka i przygląda się jej w milczeniu. Czuła jej obecność, jej przenikliwe, palące niczym piętno spojrzenie. Mijały sekundy, minuty, Gloria nie podnosiła powiek, bo nie chciała, by matka zorientowała się, że nie śpi. Nie chciała też oglądać twarzy Hope. Znała tę minę, to spojrzenie, broniła się przed nimi. Poczuła, że oblewają zimny pot, serce tłukło się w jej piersi jak oszalałe. Czas jakby się zatrzymał i myślała teraz tylko o jednym: żeby matka wyszła jak najszybciej z pokoju i zostawiła ją samą. Ale matka wcale nie spieszyła się do wyjścia. Przeciwnie, podeszła jeszcze bliżej. Gloria słyszała ciche szuranie kapci, kolana matki dotknęły materaca. Hope nachyliła się nad jej głową. Śmiertelnie wystraszona, Gloria poczuła suchość w ustach. A jeśli to nie mama? Może to ktoś obcy, jakiś potwór? Może sam diabeł? Zdusiła narastający w gardle krzyk. Oczami wyobraźni widziała kosmatą bestię, która zakradła się do domu, żeby zabrać jej duszę. Zacisnęła kurczowo palce na prześcieradle. Nie miała siły dłużej walczyć z przerażającymi obrazami, które podsuwała jej wyobraźnia. Trudno, niech się dzieje, co chce. Powoli otworzyła oczy. I natychmiast pożałowała swojej decyzji.